Strony

piątek, 30 grudnia 2016

Rozdział 17

Ogród państwa Potterów był nieziemski. Otoczony wysoką altanką z bluszczu, a w środku rosły piękne dęby i bukszpany. W centralnej części znajdowała się sadzawka, a przy niej mała, drewniana ławeczka. Usiadłam delikatnie i wzięłam głęboki oddech. To miejsce było takie odprężające i kojące. Nagle, coś dotknęło mojego ramienia. Odwróciłam się i zobaczyłam, jak kwiaty się wydłużają i owijają moje ciało. Spojrzałam dookoła. Wszystkie rośliny delikatnie się poruszały. Mogłam się domyślić, że ten ogród jest zaczarowany, w końcu opiekuje się nim czarownica.
- Piękny taniec przyrody. - Podskoczyłam na dźwięk tego głosu. - Przepraszam, nie chciałam cię przestraszyć - powiedziała blondynka, usiadła obok mnie i wyprostowała opalone nogi. - Pamiętam, jak miałam pięć lat, to trafiłam do tego ogrodu. Jako mała dziewczynka byłam zachwycona magią i tym, co ona może zdziałać. Podobno siedziałam tutaj do północy, a nikt mnie nie umiał znaleźć. - Anastazja zamknęła oczy i cicho się zaśmiała.
- Twoi rodzice na pewno martwili się o ciebie - powiedziałam, ale od razu tego pożałowałam.
- Nie mam rodziców - odparła dziewczyna i utkwiła wzrok na różowych hortensjach. - Zginęli w wypadku, gdy byłam jeszcze niemowlakiem. Nie pamiętam ich wcale. - Dziewczyna wstała i zaczęła szukać po kieszeniach. Wyciągnęła duży, elegancki, bordowy portfel i spowrotem usiadła obok mnie. - Noszę go zawsze przy sobie wraz najważniejszymi osobami w moim życiu - powiedziała, otworzyła portmonetkę i wyciągnęła parę zniszczonych zdjęć. - To właśnie moi rodzice w latach młodości. - Fotografia przedstawiała szczupłą, śliczną blondynkę oraz wysokiego mężczyznę obok niej. - A tu jest mama i tata Jamesa. To oni mnie głównie wychowali - rzekła i odłożyła dwa zdjęcia przedstawiające małżeństwo Potterów. - A tu moja babcia, jedyna krewna, która wzięła mnie do siebie od razu po wypadku. Urocza kobieta. - Podała mi zdjęcie niskiej kobiety, która uśmiechała się do aparatu. - A tutaj ja z Jamesem. - Na zdjęciu była blondynka z Jamesem, który trzymał ją na baranach. Dwoje nastolatków mocno się śmiali, a Anastazja ciągnęła włosy chłopaka. Wyglądali na parę ludzi, których nic nie rozdzieli.
- Piękne zdjęcia - powiedziałam do dziewczyny, a w tym samym czasie po jej policzku popłynęła łza. Nie czekając, przytuliłam ją mocno do siebie i czekałam na jej wybuch płaczu. Nic takiego się nie wydarzyło.
- Przepraszam za to, nigdy to mi się nie zdarza. - Odkleiła się ode mnie i otarła policzek. Popatrzyła się przez chwilę na zdjęcia, po czym schowała je do portfela. - To teraz ty, opowiedz mi o twoich najważniejszych osobach w życiu.
Blondynka badała mnie swoimi niebieskimi oczami. Miała bardzo delikatny makijaż, który dodawał jej uroku. Jej włosy były rozwiane przez letni wiatr, ale wyglądała przepięknie. Na pewno wszyscy chłopcy za nią szaleją.
- Na pewno mama, Dorcas... - zatrzymałam się. Nie miałam pojęcia, kto jeszcze może zaliczyć się do tego grona.
- A tata, siostra? - spytała się Anastazja.
- Tata zginął w wypadku samochodowym, a siostra mnie nienawidzi. - Uśmiechnęłam się krzywo i między nami nastąpiła niezręczna cisza przerywana ruchami płatków kwiatów.
- A James, Syriusz, Peter, Remus? Oni nic dla ciebie nie znaczą? - spytała się w dosyć chamski sposób. Słyszałam od Dorcas, że bardzo dba o swoich przyjaciół i na pewno nie rozumie tego, dlaczego ich nie wymieniłam.
- Popełniłam duży błąd w przeszłości i bardzo wszystkich obraziłam, w tym także Dorcas. Wybaczyli mi, ale nie wiem czy wszystko jest po staremu. Nie mam pojęcia, czy mogę nazywać się ich przyjaciółką - powiedziałam i wzruszyłam ramionami. Czułam na sobie przeszywający wzrok blondynki.
- Ale oni cię kochają - powiedziała bardzo poważnie Anastazja, a ja na nią spojrzałam z niedowierzaniem. - Naprawdę. Przez całe wakacje słyszałam tylko o tobie. Chłopcy są tobą zachwyceni i bardzo cię szanują. Może Syriusz ma ci za złe, to co zrobiłaś na początku klasy...
- Czekaj, czekaj - przerwałam jej. - Ty o wszystkim wiesz? - spytałam nerwowo.
- No jasne! Myślisz, że Syriusz mi o niczym nie powiedział? Można powiedzieć, że cię trochę obrażał, ale James kazał mu się zamknąć i już nigdy Łapa nie poruszył tego tematu - powiedziała i pokrzepiająco się do mnie uśmiechnęła. - Nie masz się czego wstydzić, Lily. Każdy popełnia błędy.
Poczułam, jak Anastazja mnie objęła i dała do zrozumienia, że mówi prawdę.
- Wszyscy się martwią i chcą dla ciebie jak najlepiej. - Głośno westchnęła i spojrzała na mnie. - Dobrze wiesz, że James za tobą szalał, kochał cię, był gotów chronić do końca swoich dni. Ale czy to nadal trwa, nie wiem - powiedziała Anastazja, a mnie zalała fala gorąca. - On dorósł, zmądrzał, a najważniejsze zaczął myśleć o tobie, a nie tylko o sobie. Ile razy James pisał mi w listach, że znowu go odrzuciłaś, obrzuciłaś jakimś przezwiskiem i odeszłaś. Jego to bolało... - Zatrzymała się na chwilę i spuściła wzrok na swoje buty. - Postanowił w końcu dać ci spokój i szansę na szczęście. Chyba się ze mną zgodzisz, że tak będzie lepiej dla ciebie i dla niego - powiedziała i uśmiechnęła się sama do siebie. Znowu spojrzała na mnie i pokręciła głową. - Pamiętaj, że jak się zaprzyjaźnicie, to skończysz jak ja. - Wstała i chwyciła moje dłonie. Już po chwili stałam naprzeciwko niej i czułam ciepły oddech blondynki na policzku. Ta znowu się szeroko uśmiechnęła i złapała mnie za rękę. Mocno pociągnęła i ruszyła do reszty nastolatków. - Zgadnij, co Huncwoci przygotowali - szepnęła blondynka - najlepszą imprezę tego lata.
Gdy doszłyśmy przed posiadłość państwa Potterów, zobaczyłyśmy nieduży, czerwony namiot otoczony zapalonymi pochodniami. Było ciemno, więc i późno, a nie zostawiłam żadnej informacji mojej mamie.
- Lily, Anastazja! - zawołała Dorcas z butelką alkoholu w ręce. - Chodźcie świętować nasze ostatnie, beztroskie wakacje!
- Chyba ich koniec, Dorcas - burknął Peter niezadowolony i wziął porządny łyk trunku z butelki dziewczyny.
- Ej, to moja butelka! - Oburzyła się brunetka i wyrwała mu ją z ręki. Sama przechyliła napój.
- Widzę, że już świetnie się bawicie! Ja niestety muszę lecieć do domu. Moja mama nie wie, gdzie jestem i na pewno bardzo się martwi - powiedziałam na tyle głośno, że bawiący się nastolatkowie przerwali swoje dotychczasowe zajęcia i spojrzeli na mnie.
- Nie ma mowy kochana! - powiedziała pijana Dorcas. - Dzisiaj musisz dać ponieść się emocjom! Syriusz! Puść jakąś skoczną piosenkę, chcę zaszaleć z moją przyjaciółką!
Po chwili z głośników leciała dosyć szybka muzyka, do której prędko przywykłam i razem z brunetką zaczęłam tańczyć. Po paru minutach Syriusz podał mi szklankę napoju, a ja wypiłam go do dna. Raz się żyje! Siedziałam całe dwa miesiące w domu, to raz mogę się zabawić.
Gdy już wybiła godzina dwudziesta trzecia, a Syriusz razem z Dorcas leżeli na trawniku, postanowiłam wrócić do domu. Nie byłam pijana, bo wszystko pamiętałam: jak Peter tańczył na stole z Anastazją, jak James porwał mnie i Dorcas w rytm gorącej salsy. W jego ramionach czułam się najbezpieczniej na świecie, a jednocześnie obchodził się ze mną jak z płatkiem róży. Nigdy nie sądziłam, że James może być tak świetnym i dowcipnym facetem. Zachowuje się szarmancko i szanuje kobiety. Najlepszym dowodem na to jest jego zachowanie w stosunku do Anastazji. Dba o nią i jej bezpieczeństwo, jakby chciał ją ochronić przed całym złem świata. Zazdroszczę jej, że ma takiego chłopaka przy swoim boku.
- Zbierasz się już? - Melodyjny głos dotarł do moich uszu. Odwróciłam się i ujrzałam okularnika, który miał rozpiętą koszulę i roztargane włosy. Widać, że stał ledwie na nogach, a przed nim było jeszcze posprzątanie po imprezie.
- Tak, jest już późno, a moja mama chyba wytargała sobie wszystkie włosy. Boję się, co będzie, gdy wrócę do domu. - Uśmiechnęłam się i wzięłam swoją torbę.
- Dobra, to poczekaj chwilę i już z tobą idę - powiedział James i poleciał do domu. Za dwie sekundy wrócił ze swoją czarną bluzą i mi ją wręczył. - Załóż, jest ci na pewno chłodno - odparł i potargał bardziej swoją czuprynę. - To gdzie się teleportujemy? - zapytał i podał mi swoje ramię.
- Ale sama trafię do domu, nie musisz mnie odprowadzać - rzekłam i założyłam duże ubranie chłopaka.
- Nie ma mowy! Będę spokojniejszy, gdy wrócisz do domu ze mną - powiedział i spojrzał wymownie na swoje ramię. Ja głośno westchnęłam i pokręciłam głową. Chwyciłam jego dłoń i już po chwili staliśmy naprzeciw mojego małego, skromnego domku.
- To już tu - powiedziałam i spojrzałam na zaświecone światło w kuchni. - Moja mama jeszcze nie śpi. Aż boję się tam wchodzić - odparłam, a James parsknął śmiechem.
- Jak chcesz, to mogę porozmawiać z twoją mamą i przeprosić za to, że tak późno wracasz - odparł i spojrzał na mnie czekoladowymi oczami.
- Nie, dam sobie radę. Dziękuję za zaproszenie na tą imprezę. Trochę się odprężyłam przed kolejnym rokiem szkolnym. Nie wiem jak sobie z tym wszystkim poradzę - powiedziałam i spuściłam wzrok. James chwycił delikatnie mój podbródek i zaczął przyglądać się moim piegom na nosie.
- Rok temu dałbym wszystko za tą chwilę - powiedział rozmarzonym głosem. Po chwili zamknął oczy i włożył ręce do kieszeni. Spojrzał na mnie nieodgadnionym wzrokiem i po prostu krzywo się zaśmiał. - Lily, chcę cię przeprosić - odparł tym razem skruszonym głosem - za te parę lat oczerniania ciebie i dziecinnego podrywu. Wiem, że to było okrutne wobec ciebie. - Niespotykane. James Potter, stojący przed moim domem i przepraszający za wcześniejsze lata. - Obiecuję, że nigdy to się nie powtórzy - powiedział, a po chwili dotarł do mnie sens tych słów. Już nie był we mnie zakochany, już nie chciał cierpieć z mojego powodu. Czyli Anastazja miała rację. Powinnam się cieszyć, że w końcu da mi spokój, ale gdy dopuściłam do siebie tę myśl, nie umiałam wyobrazić sobie mojego życia bez tych wszystkich odzywek Jamesa. - Mam nadzieję, że mi wybaczysz i zostaniemy przyjaciółmi. Co ty na to? - zapytał, a ja czułam jak fala gorąca zalewała moje ciało. Nie wiem co mi się działo, ale było to najdziwniejsze uczucie na świecie. Odszukałam jego szczęśliwy wzrok i zrozumiałam, że mówił prawdę.
- Wybaczam. I tak James, zostańmy przyjaciółmi - powiedziałam, a on delikatnie mnie przytulił.
- Tak się cieszę Lily - szepnął mi do ucha i wypuścił mnie z jego uścisku. - To do zobaczenia w pociągu. Śpij dobrze - powiedział i zniknął.
Gdy wchodziłam do domu, nie słyszałam krzyków mojej zdenerwowanej mamy. Coś jej odburknęłam i poszłam do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko, a natłok myśli nie pozwolił mi zasnąć do rana.
Zapraszam komentowania! Szczęśliwego Nowego Roku!

Rozdział 16

Wakacje między szóstą a siódmą klasą powinny być niezapomniane, szalone i niesamowite. To o nich będę wspominać przez resztę życia, bo będą mi przypominały lata młodości i beztroski. Dwa miesiące odpoczynku od szkoły były dla mnie katorgą i męczarnią. Nigdy tak bardzo się nie nudziłam. Nie miałam kontaktu z żadną osobą z Hogwartu, oprócz z Dorcas, który wysyłała mi długie listy, w których opisywała historie prosto z gorącej Hiszpanii. Byłam pewna, że James napisze do mnie, tak jak zwykł to robić. Jak bardzo się zdziwiłam, gdy przez dwa miesiące jego czarna sowa nie pojawiła się w moim domu. Oprócz krótkich spacerów wokół osiedla i czytania książek nie robiłam nic ciekawego. Kontakty z Petunią ani trochę się nie polepszyły, a rozmowy z mamą sprawiają mi coraz więcej bólu, bo czułam, jak na siłę chciała zrobić ze mnie osobę taką, jak ona.
W ostatnim tygodniu sierpnia postanowiłam zrobić małe zakupy przed siódmą klasą, więc wybrałam się na Pokątną. Wstałam wcześnie rano, ubrałam zwiewną sukienkę w kwiaty, porwałam ze stołu tosta z dżemem i wyszłam z domu. Pogoda była przepiękna, słońce widniało na niebie w towarzystwie białych chmur. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam w stronę Londynu. Po kilkunastu minutach weszłam w całkowicie inny świat. Czarodzieje biegali od sklepu do sklepu ciągnąc za sobą swoje dzieci, które nie były zadowolone z zakupów szkolnych. Nad głowami latały zaczarowane, papierowe samolociki. Weszłam do księgarni Esy i Floresy w celu zakupienia nowych książek potrzebnych na ostatnim roku. Spędziłam tam kilka godzin czytając coraz to ciekawsze egzemplarze, ale niestety miałam ograniczony fundusz. Przygnębiona wyszłam ze sklepu i skierowałam swe kroki w stronę lodziarni, bo promienie słoneczne stawały się coraz bardziej nieznośne. Otworzyłam drewniane drzwi kawiarenki i poczułam zapach mięty i czekolady. Gdy podeszłam do lady pełnej lodów, usłyszałam rozmowy i głośny śmiech. Odwróciłam się w stronę źródła hałasu i zamarłam. Przy małym stoliku siedziała Dorcas z chłopakami oraz odwrócona do mnie tyłem osoba. Miała krótkie, prawie że białe włosy, a swoją dłoń trzymała na ramieniu Jamesa. On patrzył się na nią z wielkim uśmiechem tak samo jak pozostali. Śmiejąc się głośno okularnik odchylił głowę do tyłu i mnie zauważył.
– Lily! - krzyknął. Speszył się swoją reakcją, w końcu nie odzywał się do mnie przed wakacjami. Spuścił wzrok i nerwowo pocierał ręce.
– Co tak stoisz? - krzyknęła Dorcas. – Usiądź z nami. Poznasz najlepszą przyjaciółkę Jamesa. Nie uwierzysz, ona wie o nim wszystko! - Uśmiechnęła się i dostawiła jedno dodatkowe krzesło obok siebie. Nieśmiało postawiłam kroki do przodu i usiadłam obok przyjaciółki. Speszona, powoli spojrzałam na ową dziewczynę. Jej błękitne oczy otulone były przez gęste, czarne rzęsy. Na ustach miała różową pomadkę, która podbijała jej lekko brązową cerę. Przeczesała dłonią swoje falowane włosy i powiedziała:
– Ty jesteś pewnie Lily. - Podała mi swoją drobną dłoń i delikatnie potrząsnęła. – Jestem Anastazja. James i Syriusz dużo mi o tobie mówili, ale nie wierzyłam im na słowo, że masz taką piękną i niespotykaną urodę. - Uśmiechnęła się do mnie szeroko pokazując szereg śnieżnobiałych zębów.
– Dziękuję, to miłe - powiedziałam z rumieńcami na twarzy. – Za to ja o tobie w ogóle nie słyszałam.
– Wiem, nikt mnie do tej pory nie znał. Nie wiem, James od zawsze ma tendencję do ukrywania mnie przed światem. Prawda? - powiedziała do siedzącego obok niej okularnika i olśniewająco się uśmiechnęła. On odpowiedział jej tym samym i objął ramieniem jej krzesło. – No widzicie? Robi ten gest prawie od dziesięciu lat. Weź tą rękę, nic mi się nie stanie.
– Wiem, ale jestem pewniejszy, że nic głupiego nie zrobisz - powiedział i uśmiechnął się do blondynki. Anastazja zmrużyła oczy i zrobiła groźną minę. Syriusz parsknął śmiechem widząc, jak dziewczyna się wygłupia, a za nim poszli Remus i Dorcas.
Gdy wyszliśmy z lodziarni, czułam się wyobcowana, bo nikt ze mną nie rozmawiał, a jak już się włączałam do rozmowy, temat schodził na Anastazję. Z miejsca jej nie polubiłam. Wydaje się być miła i bardzo sympatyczna, ale wkurza mnie to, że wszyscy dookoła ją lubią. Widać, że jest bardzo ważną osobą w życiu Jamesa, czego jej zazdrościłam.
– Co się tak nie odzywasz? - spytała Dorcas. Nawet nie zauważyłam, kiedy odłączyłam się od grupy nastolatków.
– Nie mam za bardzo o czym z wami rozmawiać. Nie znam się z Anastazją, a w jej obecności czuję się obco. Lubicie się, nie chcę się wpychać do paczki.
– Lily, nie przesadzaj. Poznałam Anastazję niedawno, a czuję jakby od dawna. Jest bardzo rozrywkową i niesamowitą osobą - krzyknęła entuzjastycznie. – Na pewno się polubicie. Ej! Poczekajcie na mnie i na Lily. - Znowu krzyknęła i tym razem czworo chłopaków i blondynka się odwrócili.
– Trzeba było urosnąć, Dorcas. Miałabyś dłuższe nogi - powiedział Syriusz, po czym dostał po głowie od brunetki.
– Igrasz z ogniem Syriuszu Black - wysyczała Dorcas z delikatnym uśmieszkiem na twarzy. Całej sytuacji przyglądał się James, który nerwowo poprawiał swoje okulary.
– Dobra, nie skaczmy sobie do gardeł, Dorcas - powiedział James z naciskiem na ostatnie słowo. Dziewczyna opanowała swoje emocje i spojrzała się na Anastazję. – Dotknijcie mojej dłoni i przeteleportujemy się do mojego domu.
Stałam z boku i przyglądałam się, jak wszyscy zgodnie trzymali się ramienia Jamesa. Uśmiechnęłam się na widok stojących nastolatków. Już miałam się odwracać, gdy okularnik złapał moją dłoń i zabójczo się uśmiechnął. Poczułam ścisk w okolicy żołądka i przed moimi oczami ukazał się ogromny dworek.
– Witam w moim domu, Lily - powiedział do mnie James i otworzył żelazną furtkę. Anastazja z resztą wbiegli na zadbany trawnik i zaczęli głośno się śmiać i tańczyć. Przez chwilę patrzyłam na wysoki żywopłot, który ogradzał posiadłość Potterów, po czym weszłam na plac. Dorcas uśmiechnęła się i podbiegła do mnie. Mocno przytuliła i szepnęła do ucha, że spędzę z nimi niezapomniany dzień. Spojrzałam na leżącego Syriusza, który próbował przewrócić Petera; Remusa, który wąchał bordowo-czarne róże; Anastazję, która podbiegła do Jamesa i szarpnęła go za włosy. Tak, Dorcas miała rację. Ten dzień będzie niesamowity.

Dawno, dawno mnie tu nie było. Przepraszam bardzo za to. Dodaję taki rozdział na święta - prezent ode mnie dla Was. Mile widziane komentarze ;)


piątek, 14 października 2016

Rozdział 15

Stała przede mną z bezbronną miną i skruszoną postawą. Jej zielone oczy były mieszanką strachu i szczęścia. Rude włosy wydawały się w słabym świetle jeszcze bardziej ogniste. Ani ona, ani ja nie wiedzieliśmy co zrobić. Chciałem ją mocno przytulić do serca i powiedzieć, jak bardzo tęskniłem i jak codziennie marzyłem o tym dniu. Pragnąłem to zrobić tak bardzo, ale wiedziałem, że nie mogłem.
– Miło cię widzieć całą i zdrową. - Żałosne i puste słowa wyszły z moich ust. Ze złości wbiegłem do dormitorium i rzuciłem się na łóżko. W tamtym momencie czułem wszystko i nic. Ogromnie się cieszyłem, że zobaczyłem Lily, ale z drugiej strony wiem, że ona nie zmieni zdania o mnie. Dalej jestem niedojrzałym, samolubnym, gnębiącym młodszych chłopcem, który zatrzymał się na rozwoju. Po paru minutach usłyszałem skrzypnięcie drzwi. Spojrzałem jednym okiem na Syriusza i odwróciłem się w stronę okna. Tamtego dnia słońce mocno grzało i dawało poczucie względnego szczęścia. Uczniowie z niższych roczników z uśmiechami na ustach biegało po Błoniach podczas gdy ja leżałem na miękkim łóżku i zastanawiałem się nad sensem życia. Poczułem mocny uścisk na moim ramieniu.
– Co się stało Rogacz? - spytał się z troską na twarzy. Odwróciłem się w stronę Syriusza i spojrzałem w smutne oczy przyjaciela. Martwił się o mnie, to jasne, ale nie mógł mi pomóc.
- Myślałem, że gdy zobaczę Lily, nic nie poczuję. Miałem nadzieję, że nie będzie mnie obchodziło co się z nią działo, gdzie była, co zobaczyła. - Słona łza spadła na poduszkę, Syriusz mocniej mnie chwycił za dłoń. - Gdy tylko na nią spojrzałem, wszystkie uczucia wróciły. Upokorzenie, gdy kolejny raz mi odmówiła. Smutek, gdy wyzywała mnie od najgorszych. Złość, gdy przyjaźniła się ze Snape'em. Miłość, gdy tak pięknie się uśmiechała, gdy pomagała młodszym uczniom, gdy była sobą. Ja ją dalej kocham Syriuszu - powiedziałem i rozpłakałem się. Łapa przybliżył się do mnie i mocno do siebie przytulił. Trzymał mnie tak długo, aż nie przestałem płakać. Spojrzałem na przyjaciela spuchniętymi oczami i kiwnąłem mu głową. Syriusz wstał z mojego łóżka i zasłonił mi kotary. Do końca dnia nie wyszedłem z dormitorium.

Czerwiec błyskawicznie minął, a wraz z nim nastąpił koniec szkoły, a początek wakacji. Dwa, długie miesiące odpoczynku od szkoły, nauczycieli i Lily. Widok jej na codzień przynosił mi ból i cierpienie. Nie umiałem patrzeć, gdy zgłaszała się na lekcji lub śmiała się głośno z Dorcas. Jej głos był piękny, melodyjny, ale nie umiałem go słuchać. Wiele razy chciała ze mną porozmawiać, widziałem to. Ale gdy tylko zbliżała się do mnie, szybko zmieniałem kierunek lub zaczynałem żywą dyskusję z Syriuszem. Tylko on wiedział, co się ze mną dzieje i starał się mi pomagać przetrwać ten miesiąc męki. Trzymając w ręce moją brązową walizkę spojrzałem na potężny Hogwart i wsiadłem do czerwonego pociągu. Zająłem pusty przedział i oparłem głowę o zimną szybę. Nagle ktoś otworzył drzwi od przedziału, ale byłem pewny, że to był Syriusz, więc nawet nie spojrzałem, kto wszedł.
- Lily! Chodź tutaj! Jest tu prawie pusty przedział. - Otworzyłem szeroko oczy i spojrzałem na uśmiechniętą Dorcas, która mnie nie zauważyła. Perspektywa spędzenia paru godzin z Lily w jednym przedziale nie za bardzo mi się spodobała. Chciałem szybko uciec, ale do środka wszedł Peter, Lily i Remus, a za nimi uśmiechnięta Dorcas. 
- Byłeś tu cały czas? Jakoś cie nie zauważyłam - powiedziała brunetka i głośno się zaśmiała. - Ale to dobrze, że znaleźliśmy wspólny przedział. Mamy dużo czasu do rozmawiania. 
Odchrząknąłem głośno i poczułem, jak robi mi się gorąco. Usiadłem spowrotem przy oknie i utkwiłem wzrok na wsiadających do pociągu uczniów. Obok mnie usiadł Peter z ogromem jedzenia, a przede mną Lily, która starała się nawiązać ze mną kontakt wzrokowy. Trwałoby to do nieskończoności, gdyby nie okrzyk Syriusza. Zerwałem się z siedzenia i wybiegłem na korytarz. Gdy tylko Łapa mnie zauważył, z wielkim uśmiechem ruszył w moim kierunku. Zajęliśmy miejsca w przedziale obok siebie i zajęliśmy się rozmową do końca podróży. Czułem na sobie wzrok rudowłosej do momentu, gdy staliśmy już wszyscy na peronie i żegnaliśmy się. To będą długie i niezapomniane wakacje. 
– Anastazja, podaj tu! - krzyknąłem do dziewczyny. Ona zgrabnie rzuciła piłkę i strzeliłem gola Syriuszowi.
– Grasz za dobrze, jak na dziewczynę - powiedział Syriusz. - Uczyłaś się wcześniej grać w quidditcha?
– James przez całe dzieciństwo uczył mnie różnych podań i sztuczek. Szybko się nauczyłam, prawda James? - Krótkowłosa blondynka spojrzała na mnie swoimi przenikliwymi oczami. Miała nieco ubrudzoną koszulkę z błota i krótkie, dżinsowe spodenki. Całość dopełniał tatuaż węża na łopatce. Oto cała ona. Słodka, szalona, kłótliwa Anastazja, która umiała każdego owinąć sobie wokół palca. W tym jej i moich rodziców, Syriusza i wielu innych. Była ładna, nawet bardzo. Każdy chłopak na ulicy się za nią oglądał. Dla mnie od zawsze była jak siostra, a ja dla niej jak brat. Rozumieliśmy się bez słów, tęskniliśmy za sobą i każde było w stanie poświęcić życie za drugiego. Kochałem ją, a ona mnie. Byliśmy najbardziej pokręconą parą ludzi na świecie.
– Oczywiście Nastia. Nie wliczając ile razy spadłaś z miotły i ile razy dostałem od ciebie piłką w głowę. - Anastazja walnęła mnie w ramię i mocno się zaśmiała.
– Kiedy przyjeżdżają chłopaki i Dorcas? - spytał się Syriusz. Zaprosiłem ich do siebie, żebyśmy spędzili wspólnie czas i poznali się z  Anastazją.
– Powinni zaraz być. Poczekajcie tu, pójdę do kuchni po coś do picia. A ty Łapo - wskazałem palcem na przyjaciela - nawet jej nie tknij, bo pożałujesz.
Przygotowywałem lemionadę do picia, podczas gdy Syriusz zabawiał Anastazję. Pasowali do siebie, ale wiem, że serce Syriusza należy do kogoś innego. Nagle, usłyszałem za sobą dźwięk aportacji. Obróciłem się i zobaczyłem moich roześmianych przyjaciół. Dorcas była mocno opalona po miesięcznym pobycie w Hiszpanii, Remus wyglądał na wypoczęgo na wsi u babci, a Peter jeszcze bardziej zgrubł. Wszystkich nie widziałem ponad miesiąc i strasznie się za nimi stęskniłem. Podbiegłem do przyjaciółki i podniosłem ją do góry. Chłopaków mocno przytuliłem i zaprosiłem do ogrodu, aby poznali Anastazję. Nigdy nie było okazji, aby wcześniej się zapoznali, bo trzeba przyznać, ale z dziewczyną rzadko się widywaliśmy, ale za to utrzymywaliśmy kontakt poprzez listy. Pomimo tego, bezgranicznie jej ufałem i zwierzałem się z każdej błahostki i problemu.
– Poznajcie Anastazję. - Wskazałem dłonią na uśmiechniętą blondynkę i ją objąłem ramieniem. - Moją bratnią duszę i najgorszą zmorę, która śni mi się po nocach.
– Oh James. Nie narzekaj tak na mnie. Mam ci przypomnieć, jak w ostatnie wakacje pytałeś się ludzi na ulicy, jak masz wsiąść do mugolskiego autobusu lub jak tydzień temu nie wiedziałeś w czym ugotować wodę? - zapytała się z ironicznym uśmieszkiem na twarzy i spojrzała na chichoczących się moich przyjaciół. - Widzę, że twoi znajomi nie znają fascynujących przygód Jamesa Pottera. Z chęcią mogę wam opowiedzieć. - Puściła oczko do Dorcas, na co ta parsknęła śmiechem i uwiesiła się na ramieniu Petera. - To jaka w końcu jestem James?


Po przeczytaniu, zapraszam go komentowania ;)

niedziela, 25 września 2016

Rozdział 14

Ciepły wiatr muskał moją twarz, a szum liści uspokajał myśli. Kiedy spojrzałam na wysoki, potężny Hogwart, odebrało mi dech. Po tylu miesiącach patrzenia na szare ściany ośrodka odzwyczaiłam się od tego niesamowitego widoku. Poczułam, jak samotna łza spłynęła po rozgrzanym od słońca policzku spadając na beżową koszulkę. Obróciłam głowę na bok i spojrzałam w surowe oczy profesor McGonagall. Nie chciała pokazać uczuć, ale po chwili przyciągnęła mnie do siebie i mocno przytuliła. Delikatnie popuściła uścisk i ruszyła w stronę dziedzińca. Uśmiechnęłam się sama do siebie i ruszyłam za nauczycielką. 
Gdy postawiłam nogę na szkolnym korytarzu poczułam, jak od środka ciepło rozpływa się po klatce piersiowej. Zrobiło mi się ciemno przed oczami, ale profesorka chwyciła mnie za ramię i prowadziła dalej. Po paru minutach dotarłyśmy przed gabinet dyrektora. Po chwili siedziałam w tym samym fotelu, gdy pół roku temu ostrzegłam Dumbledore'a przed sylwestrowym zadaniem Jacka. Fawkes siedział z prawej strony w swojej złotej klatce karmiony przez swojego właściciela.
— Cieszę się, że wróciłaś Lily - powiedział dyrektor zwracając się do mnie. - Jestem pewny, że z materiałem nie jesteś w tyle, ale jest inna sprawa, którą chciałem poruszyć. Chyba wiesz o co mi chodzi - rzeknął siadając przede mną.
— Tak profesorze. Myślę, że jestem gotowa na spotkanie z Dorcas, Remusem, Syriuszem, Peterem i Jamesem. Mam im dużo do wytłumaczenia. - Uśmiechnęłam się nieśmiało do dyrektora.
— Mądra, bystra i rozważna jak zawsze.  Jak się zorientowałaś po pustkach na korytarzu, jeszcze trwają lekcje. Masz trzydzieści minut, aby przygotować się na rozmowę. Idź już i powodzenia Lily.
Przemierzałam korytarze jak najszybciej potrafiłam. Podeszłam do obrazy Grubej Damy i nie wiedziałam, jak wejść. Nie miałam pojęcia, jakie jest obecne hasło. Ale strażniczka była na tyle miła, że wpuściła mnie bez znajomości klucza. W Pokoju Wspólnym nic się nie zmieniło. Na środku leżał puszysty, czerwony dywan, a wokół niego stały okrągłe stoliki. Z lewej strony w kominku paliło się drewno, które było jedynym światłem w pomieszczeniu. Wspięłam się po schodach do dawnego dormitorium i gdy go zobaczyłam, ogrom łez skapnęły mi na koszulkę. Moje łóżko było pościelone, tak jak je zostawiłam przed wyjazdem. Na stoliku nocnym stała drewniana lampka. Nic nie był ruszone, wszystko zostało po staremu. Tylko ja wróciłam, jako inny człowiek. W ośrodku miałam do czynienia ze starszymi ludźmi, którzy chętnie dzielili się ze mną swoimi historiami. Nauczycieli mnie jednego: trzeba zawsze być dobrym dla drugiej osoby i dawać następną szansę.
Zeszłam z dormitorium do Pokoju Wspólnego i usiadłam przy najdalszym stoliku. Czekałam, aż osoby, którymi byłam zainteresowana, wejdą do środka. Oparłam się o fotel i zamknęłam powieki. Przemowa, którą układałam sobie przez dobre pół roku wyparowała z mojego umysłu. Podskoczyłam, gdy pierwszy uczeń wbiegł do pomieszczenia. Po paru minutach pojawili się oni. Najpierw weszła roześmiana Dorcas z Syriuszem, za nimi Remus z wielką księgą i Peter, który kończył jabłko. Na końcu szedł James ze spokojem wymalowanym na twarzy i z przekrzywionymi okularami. Gdy ich zobaczyłam, poczułam jak kropelki potu spływają mi po czole. Wstałam z fotelu i wtedy mnie zauważyli. Dorcas cofnęła się z otwartymi ustami i wpadła na skupionego Remusa, który upuścił książkę na stopę Petera. Syriusz patrzył na mnie nieodgadnionym wzrokiem, a James unikał patrzenia mi w oczy.
— Cześć wszystkim - mruknęłam i nieśmiało pomachałam im dłonią. Piękne przywitanie po prawie półrocznej przerwie Lily. Po chwili poczułam mocny uścisk i szloch. Przytuliłam mocniej Dorcas i także się rozpłakałam. Jej brązowe oczy przepełnione były radością i miłością.
— Nie wiem co powiedzieć - odparła i spojrzała na chłopaków - ale cieszymy się, że wróciłaś. Nawet nie wiesz, jak mi ciebie brakowało - rzekła i jeszcze raz wtuliła się w moje ramię. Mój wzrok utkwił na czwórkę chłopaków, którzy ze zdziwieniem wpatrywali się we mnie i Dorcas.
— Witaj Lily - wysypał z trudem Remus. Peter i Syriusz z przerażeniem w oczach zerkali w moim kierunku, jakbym miała zaraz wyskoczyć na nich z nożem. Natomiast z twarzy Jamesa nie umiałam niczego odczytać. Jego oczy miały zdrowy blask, ale skóra była zanadto blada. Zauważyłam u niego znaczny spadek wagi. Odkąd pamiętam, jego koszulki opinały mięśnie, a wtedy stał przede mną chłopak w obwisłych ubraniach. Nerwowo ruszał palcami i nie wiedział co powiedzieć.
— Miło cię widzieć całą i zdrową. - Spojrzał brązowymi oczami, po czym gwałtownie skierował kroki do swojego dormitorium i już go nie widziałam. Zerknęłam na Dorcas i na chłopaków. Wszyscy czworo mieli przybite spojrzenie i widać było, że martwią się o Jamesa i to nie pierwsze takie dziwne zachowanie. Gdy mój wzrok spotkał się z Dorcas, od razu się rozpromieniła i chwyciła mnie ciągnąc do naszego dormitorium. Na górze dopadły mnie wyrzuty sumienia i wstyd za moje zachowanie z początku roku.
— Dorcas, ja cię nie przeprosiłam za to, jak ciebie potraktowałam - powiedziałam ze spuszczoną głową. - Czuję się okropnie i postaram się odbudować naszą relację sprzed pół roku, tylko mi wybacz. - Czekając na odpowiedź Dorcas serce waliło mi w piersi.
— Wybaczę ci, ale pod jednym warunkiem. - Uśmiechnęła się chytro i dokończyła - przez połowę siódmej klasy będziesz pomagała mi odrabiać lekcję, a nawet je robić. - Po czym zaczęła się głośno śmiać widząc moją minę. 
— Niech ci będzie moja wiedźmo.
Rozmawiałyśmy z Dorcas do rana. Miałyśmy nałożone na łóżko zaklęcie wyciszające, bo nasze lokatorki prędko by nie zasnęły. Przez pół roku, jak mnie nie było w Hogwarcie bardzo dużo się zmieniło. Nie chodzi tylko o błahe ploteczki, ale zmieniło się podejście uczniów do życia po Hogwarcie. Każdy się teraz boi o siebie, swoją rodzinę, przyjaciół. Coraz więcej osób chce walczyć z Voldemortem i śmierciożercami, nawet gdyby musieli poświęcić swoje życie. Bardzo się zdziwiłam, gdy jedną z tych osób okazała się moja przyjaciółka. Jestem jednocześnie pod ogromnym wrażeniem jej dojrzałej decyzji, ale bardzo się o nią boję. Nie zamierzam jej stracić, jak dopiero co ją odzyskałam. Temat zszedł na chłopaków. Dorcas, jak to Dorcas, od razu się spytała, czy nie spotkałam w ośrodku miłości swego życia, po czym wybuchnęłyśmy śmiechem.
— Byli tam bardzo mili i sympatyczni panowie, ale starsi ode mnie o pięćdziesiąt lat.
— Nigdy nic nie wiadomo Lily. Miłość jest nieobliczalna i najczęściej przychodzi w nieodpowiednim momencie. Gdy się ją dostrzeże, trzeba walczyć o nią nawet przeciwko najtrudniejszym przeszkodom, bo potem cię opuści i już nie wróci. - Uśmiechnęła się do mnie i wyprostowała plecy. Było już nad ranem, ale musiałam się o coś jeszcze spytać.
— Piękne słowa, zapamiętam je. Mogę się jeszcze ciebie o coś spytać? - Dziewczyna pokiwała głową i mocno ziewnęła. - Co się stało Jamesowi? Wygląda o wiele gorzej niż ostatnim razem i mam wrażenie, że nie ucieszył się z mojego powrotu.
Dorcas popatrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami i głośno westchnęła. Parę razy zaczynała temat, ale kończyło to się zamykaniem i otwieraniem ust.
— Ciężko mi się na ten temat wypowiedzieć - odparła i podrapała się po głowie. — James ogromnie się zmienił. Zaczął się uczyć, nie uczestniczy w kawałach Huncwotów, mało się odzywa, a jak już to mówi bardzo mądre i życiowe rzeczy. Jak nie zwariowany, wesoły James. Nie wiem co się z nim dzieje Lily. Ale może ty się dowiesz. Pamiętasz co ci przed chwilą powiedziałam o miłości? Są to słowa Jamesa - szepnęła i pocałowała mnie w policzek. Położyła się na poduszce i zamknęła oczy. Ja długo wpatrywałam się w śpiącą już dziewczynę i jej ostatnie słowa brzmiały mi w głowie.
Witam po dużej przerwie! Mam nadzieję, że rozdział się podoba i zapraszam do komentowania. Rozdziały będą dodawane nieregularnie z powodu nauki. Dziękuję Wam!

Rozdział 13

Jej perlisty śmiech roznosił się po zaśnieżonych błoniach. Gdzieś w oddali, dwóch szaleńców jeździło na łyżwach po olodzonym jeziorze. Jako prefekt powinienem im przeszkodzić, ale pewna dziewczyna zwracała na siebie całą moją uwagę.
Madison była rok młodsza, ale wydawała się bardziej dojrzałą osobą niż niektóre dziewczyny na moim roku. Wymachiwała swoimi drobnymi dłońmi, opowiadając mi o tym, jak jej eliksir wybuchnął i dziwna, brązowa maź trafiła na pulchną twarz profesora Slughorna. Siedzieliśmy już dobrą godzinę na dworze i rozmawialiśmy ze sobą. Miała czerwone policzki i nos z zimna, chociaż była ubrana w wełniany płaszcz, czerwone rękawiczki, za dużą czapkę i grube rajstopy. Wyglądała prześlicznie, a niebieskie, błyszczące oczy dodawały jej uroku.
- Madison, chodź już do zamku. Widzę, że jesteś zmarznięta, a nie wybaczyłbym sobie, gdybyś przeze mnie była chora - powiedziałem, a ona odpowiedziała mi uśmiechem. Pośpiesznie wstaliśmy kierując się do zamku. Był już marzec, który wcale nie sprzyjał wypadom do Hogsmeade czy na błonia. Jedynie w walentynki, gdy zabrałem ją na kakao z piankami pogoda była znośna. Nie chodziliśmy ze sobą, nie chciałem na nią naciskać i bałem się, że ją kiedyś zranię. Jestem tylko wilkołakiem, nikim więcej.
- Chodź szybciej, bo zamarzniemy z twoim tempem - rzekła i chwyciła moją dłoń. Pociągnęła mnie do siebie, ale dalej trzymaliśmy się za ręce.
- Madison, tak sobie pomyślałem, że może w końcu poznasz moich przyjaciół - odparłem i z niecierpliwością czekałem na jej reakcję.
- Z wielką chęcią zapoznam się z Huncwotami i tą dziewczyną. Dorcas tak? - Kiwnąłem potwierdzająco głową. - A ta ruda dziewczyna, która obok was się kręciła, gdzie się podziała? - Na wspomnienie o Lily nieświadomie się spiąłem. Ten temat dalej był delikatny i nie poruszaliśmy go z chłopakami.
- Musiała wyjechać. - Zakończyłem szybko i wpadliśmy do środka zamku. Rozpiąłem kurtkę i ruszyłem z moją towarzyszką. Po drodze spotkaliśmy kilku znajomych z innych domów, którzy z zaciekawieniem spoglądali na Madison.
Wreszcie weszliśmy do Pokoju Wspólnego. Było w nim ogromnie ciepło i głośno. W kącie pomieszczenia zauważyłem znajome mi twarze i ruszyłem w ich kierunku. Peter patrzył tępo w ścianę, Dorcas i Syriusz nieśmiało rozmawiali, a Rogacz czytał grubą książkę z transmutacji i pisał wypracowanie.
- Cześć wszystkim. Chcę wam kogoś przedstawić. - Pokazałem dłonią na niską blondynkę. - To jest Madison, moja bliska koleżanka. To Peter, tam siedzą Dorcas i Syriusz, a przy książkach, o dziwo, ślęczy James.
Wszyscy moi przyjaciele oderwali się od swoich dotychczasowych zajęć i z zaciekawieniem spoglądali na dziewczynę stojącą obok mnie. Dorcas szeroko się uśmiechnęła i zaprosiła gestem Madison, aby obok niej usiadła. Po chwili, obie dziewczyny żywo ze sobą rozmawiały.
- Ładna dziewczyna Remi - mruknął Syriusz. - Gdzie ją poznałeś?
- Na początku roku zderzyłem się z nią i tak jakoś wyszło. - Uśmiechnąłem się na myśl o tym wspomnieniu. Gdyby nie to, że byłem spóźniony, prawdopodobnie nigdy byśmy się nie poznali.
- Podobasz się jej - mruknął James poprawiając swoje okulary. Wzrokiem błądził po tekście zakreślając ważne wyrażenia. - A ona podoba się tobie. - Odłożył książkę i spojrzał na mnie radosnymi oczami.
- Stary, nigdy się tak nie czułem. Jest świetna - szepnąłem na tyle cicho, żeby tylko oni to mogli słyszeć.
- A jesteście parą? - Zapytał się Peter.
- Nie, i nie wiem czy będziemy. Wiecie, że nie zasługuję na dziewczynę, a co dopiero na Madison. Ona jest zbyt delikatna, krucha. - Poczułem silne uderzenie w ramię.
- Skończ użalać się nad sobą - rzekł gniewnie Syriusz. - To, że będziecie razem, nie oznacza, że macie się ożenić. Nie musisz jej nic na razie o tym mówić.
- Remus, wiem, że jest trudno. Ale każdy ma prawo do miłości. Rozumiesz to? - odparł James i kiwnął głową na Madison. - Idźcie na spacer. - Uśmiechnął się i wrócił do pisania wypracowania.
Spojrzałem na Madison dokładnie w tym momencie, kiedy ona na mnie. Uśmiechnęliśmy się do siebie i wstaliśmy z foteli. Przepuściłem ją w drzwiach i wyszliśmy z Pokoju Wspólnego. Chodziliśmy po zamku jeszcze przez długi czas, do momentu, gdy nogi odmówiły nam posłuszeństwa.
***
Jej długie, brązowe włosy opadały falami na ramiona. W oczach miała wesołe iskry. Jej delikatna postura skrywała potężną, zawziętą czarownicę. Od walentynek inaczej na nią patrzę, podziwiam ją za takie postanowienie. Szlachetnie chce pomścić rodziców. Ale boję się o nią, jest taka subtelna. Chcę jej pomóc w zagładzie Voldemorta i nie zostawię jej. Mimo, że nie jesteśmy razem, czuję z nią mocną, emocjonalną więź. Chcę ją ochronić przed złem całego świata, nawet gdybym miał stracić przy tym życie.
- Dorcas, co się dowiedziałaś o tajemniczej koleżance naszego Remusa - zapytał się James.
- Jest bardzo miła i inteligentna. Od razu złapałyśmy wspólny język. Widać, że czuje coś do Remusa, ale mocno się tego wypiera.
- A w której klasie jest? - zapytał Peter.
- Rok młodsza i może wam się to nie spodobać, ale jest Ślizgonką - powiedziała szybko, jakby nie chciała, abyśmy się wtrącili. - Ale jest inna niż wszyscy. Inna niż Jack.
Popatrzyłem przerażony na Glizdka i Rogacza. Oni mieli takie miny jak ja. Już raz jeden z naszych przyjaciół zadawał się ze Ślizgonem i omal go nie straciliśmy. Dalej mam żal do Lily, ale każdy zasługuje na drugą szansę.
- A jak ona coś kombinuje? - pisnął Glizdogon.
- Nie popadajmy w paranoję. Dorcas ma rację, nie możemy wrzucać wszystkich do jednego worka - mruknął James zakładając ręce za głowę. - Dajmy jej szansę. Może Remusowi naprawdę na niej zależy. Jak już mówiłem, każdy ma prawo do miłości. - Wstał z fotela i wspiął się po schodach do dormitorium.
- Idę do Jamesa. Dobranoc Dorcas - powiedziałem i przytuliłem ją na dobranoc. Ona wtuliła się we mnie i po chwili puściła. Będąc już przy kominku, obróciłem się i posłałem jej najpiękniejszy uśmiech. Odpowiedziała mi tym samym.

poniedziałek, 18 lipca 2016

Rozdział 12

To były najdziwniejsze urodziny jakie miałam. Spędzałam je samotnie w małym pokoju na piętrze. Od gospodarzy domu dostałam czekoladową babeczkę i na tym kończą się moje urodzinowe prezenty. Od mamy dostanę coś w wakacje, a od Dorcas i chłopaków nic nie oczekuję.
Patrzyłam na mój kawałek ciastka i gorzko się zaśmiałam. Sama doprowadziłam do stanu, że spędzam urodziny w jakimś zakładzie. Bez przyjaciół, rodziny. Nie chodzi tu o te głupie prezenty, mi ich po prostu brakuje. Nagle, do okna podleciała duża, czarna sowa z doczepionym listem. Otworzyłam okno i wpuściłam ptaka. Rozdarłam szybko list z nadzieją, że to od moich przyjaciół.
Droga Lily.
Piszę do Ciebie ten list, bo dzisiaj jest Twój dzień. Życzę Ci wszystkiego co dobre, prawdziwej miłości, odwagi w życiu, wspaniałej rodziny. Wierzę, że wszystko się ułoży i będzie jak dawniej. Twoi przyjaciele wiedzą o incydencie sylwestrowym. Myślę, że musicie ze sobą porozmawiać jak wrócisz. Jeżeli chodzi o nadrabianie materiału, za kilka dni dostaniesz wszystkie swoje podręczniki i różne przybory. Pomoże Ci to w nauce w ośrodku. Nie chcę, żebyś miała zaległości. 
Profesor Dumbledore.
Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy skończyłam czytać list. Miło, że dyrektor pamiętał. Ale nie zmienia to faktu, że dalej nie jestem gotowa na spotkanie z Dorcas i Huncwotami. Najbardziej boję się konfrontacji z Jamesem, sama nie wiem dlaczego. Jestem pewna, że gdy ich zobaczę, język ugrzęźnie mi w gardle i nic nie powiem. Chcę tu jeszcze zostać. Dobrze, że chociaż zaległości w nauce nie będę miała. Jestem samodyscyplinarna, więc z uczeniem się nie będzie problemu.
***
Zapewne gdyby wszystko było normalne, obudziłabym Lily całusem w policzek, a w ręce trzymałabym dla niej prezent. Ona by się uśmiechnęła i ze łzami w oczach dziękowała za podarunek. Po lekcjach zrobiłybyśmy sobie piknik, gdzie oczywiście nie zabrakłoby tarty jagodowej, którą Lily uwielbia. To byłby jeden z tych dni, które chciałabym zapamiętać.
Niestety, los chciał inaczej i na czas urodzin rudej przyjaciółki przeniósł ją daleko ode mnie. Nawet nie wiedziałam gdzie jest i nie mogłam wysłać listu. Tak bardzo chciałam jej powiedzieć, że tęskniłam, że wybaczam wszystkie rzeczy. Pragnęłam, aby mnie przytuliła. Po śmierci rodziców to Peter zastępował mi najbliższego przyjaciela, ale to nie to samo. Lily wiedziałaby, jak mnie pocieszyć, zrozumiałaby. Czuję, że trzydziesty stycznia będzie najdziwniejszym dniem w roku.


Mroźny luty szybko zawitał w progi Hogwartu. Było tak zimno, że nawet Syriusz z Jamesem nie wymykali się do Hogsmeade po Ognistą. Co do Blacka, zauważyłam zmianę w naszych stosunkach. Widzę to w jego zachowaniu. Przypadkiem na mnie wpada na korytarzu, proponuje spacery po Błoniach, a nie raz przyłapałam go na zerkaniu w moją stronę. Jestem pewna, że się zauroczył. Niestety, musi szybko zmienić obiekt swoich zalotów. Od śmierci rodziców postanowiłam sobie pewną rzecz i jej będę się trzymać.
Płatki śniegu chaotycznie spadały na błonia zamku. Przeciągnęłam się leniwie i usiadłam na łóżku. Spojrzałam na śpiące Lou, Jennifer i Scarlett. Dzieliłam razem z nimi dormitorium od początku szkoły, ale to z Lily złapałam wspólny język. Dziewczyny równomiernie oddychały, słodko tuląc się do poduszek. Jedno z łóżek stało puste i czekało na swoją właścicielkę.
Wstałam niechętnie z łóżka i wlokłam się do łazienki. Wzięłam zimny prysznic, zrobiłam niedbałego koka, ubrałam wygodne dresy i zeszłam do Pokoju Wspólnego. Omiotłam wzrokiem pomieszczenie i zmarszczyłam brwi. Pokój ustrojony był w czerwone wstążki, a wokół kominka rozsypane były różowe serduszka. To oznaczało jedno. Dzisiaj są walentynki. Święto zakochanych i okazja do wyznania uczucia drugiej osobie. Uśmiechnęłam się tylko na widok młodego, zawstydzonego chłopca, który wręczał walentynkę swojej koleżance i wyszłam z Pokoju. Brzuch domagał się ogromnej porcji tostów z jajkiem, więc czym prędzej ruszyłam ku Wielkiej Sali.
Jakież było moje zdziwienie, gdy ponad czterama stołami wisiały w powietrzu czerwone serduszka różnej wielkości. Gdzieniegdzie można było zauważyć amorka, który strzelał swoimi strzałami w uczniów. Zastawa i dekoracje na stole były w kolorze czerwonym, a przeróżne budynie i ciasteczka w kolorze pudrowym. Uśmiechając się pod nosem nałożyłam na talerz jajka i zaczęłam pałaszować. Po chwili, obok mnie usiadł mój najlepszy przyjaciel Peter.
- Witaj Dorcas. Co dzisiaj robisz? - mruknął i od razu rzucił się na kiełbaski.
- Szczerze, to nic - odparłam.
- Tak sobie pomyślałem, może skoczylibyśmy na kawę i ciasto do Hogsmeade? - rzekł i wcisnął całego tosta do buzi. W sumie czemu nie, dawno nie jadłam mojego ulubionego ciasta czekoladowego.
- Jasne, spędzimy trochę czasu razem. - Uśmiechnęłam się i wróciłam do śniadania. Wystraszyłam się, kiedy ktoś stanął za mną zakrył mi oczy dłonią.
- Zgadnij, kto to? - powiedział nieznajomy tuż nad moim uchem. Poznałam jego ciepły i zmysłowy głos Syriusza.
- Niech pomyślę... Filch? - Usłyszałam parsknięcie Petera i oburzenie w głosie Syriusza.
- No wiesz co? Ja tu z propozycją wyjścia na znakomite ciasto z pyszną herbatą przychodzę, a ty mnie obrażasz - jęknął, siadając ciężko obok mnie.
- Wybacz, ale idę Peterem. Spóźniłeś się odrobinkę - odparłam i z uśmiechem triumfu zrobiłam duży łyk soku pomarańczowego.
- Glizdek, odpuść Dorcas. Dzisiaj są walentynki. Masz ją na codzień - rzeknął i skierował swój błagalny wzrok w stronę Petera. Widziałam, że Glizdogon od razu się spiął i wypuścił z dłoni widelec.
- Nie ma sprawy. Pójdziemy kiedy indziej - mruknął z grymasem na twarzy i gwałtownie wstał od stołu.
- Peter, daj spokój. Umówiłam się z tobą - odparłam i promiennie się uśmiechnęłam.
- Dorcas, nie ma sprawy. Możemy w każdy inny dzień wyjść do Hogsmeade. Bawcie się dobrze - rzeknął na odchodne i ruszył ku wyjściu z Wielkiej Sali. Było mi trochę głupio, że wystawiłam Glizdka, ale w końcu sam się zgodził.
- O jedenastej będę czekał przy wyjściu piękna - powiedział Syriusz, chwycił w dłoń jabłko i także wybiegł z Sali. Przy wielkich, drewnianych drzwiach puścił mi oczko i pokazał na zegarek. Została mi ponad godzina do wyszykowania się. Dopiłam herbatę, ugryzłam jeszcze tosta i wstałam pośpiesznie kierując się do mojego dormitorium.
Ubrana w ciepły płaszcz, owinięta szalem szłam ramię w ramię obok uśmiechniętego Syriusza. Gadał jak najęty cały czas patrząc mi w oczy. Jeszcze dziwne, że się nie potknął. 
W środku Kawiarni Pani Puddifoot było bardzo przytulnie i domowo. Na okrągłych stołach w wazonie stały czerwone róże, a w kominku rozgrzewał się ogień. Syriusz odsunął krzesło i czekał aż usiądę. Zamówiliśmy po ciastku czekoladowym i zaczęliśmy rozmawiać. Syriusz zwierzył mi się z jego sytuacji z domu, a ja opowiedziałam mu o długo niewspominanych rodzicach. Godziny mijajały z zawrotną szybkością, że nawet nie zauważyłam, kiedy wybiła godzina piętnasta.
- Proponuję ci teraz spacer na zakończenie tak wspaniałego dnia jak ten - powiedział Syriusz i wstał od stolika.
Wyszliśmy z kawiarni i pierwsze co, poczułam płatki śniegu na rozgrzanych od herbaty policzkach. Syriusz chwycił mnie za rękę i zaprowadził nad małe oczko wodne. Pierwszy raz je widziałam i mogłam przysiąc, że zjawiło się ono tutaj w jakiś magiczny sposób. Pociągnął mnie na drewnianą ławkę i spojrzał głęboko w oczy.
- Dorcas, muszę coś ci wyznać - szepnął tak cicho, że musiałam się do niego przybliżyć. - Jesteś wspaniałą, przepiękną dziewczyną. W dodatku inteligentną, miłą, skromną i uroczą. Od dłuższego czasu bardzo mi się podobasz i szukałem okazji, aby z tobą spędzać czas. Pomyślałem sobie, że może jeszcze raz gdzieś wyskoczymy i coś z tego wyjdzie - powiedział na jednym tchu, a mi zrobiło się gorąco. Nie wiedziałam, że Syriusz myśli o mnie na poważnie.
- Syriuszu... - szepnęłam i spuściłam wzrok. On delikatnie podniósł moją brodę i dotknął ustami moich ust. Były takie ciepłe, a smak czekolady taki przyjemny. Przymknęłam oczy z zadowolenia i oddałam pocałunek. Po chwili jednak odepchnęłam chłopaka patrząc mu w oczy.
- Syriuszu, ja nie mogę - powiedziałam ze łzami w oczach. - Nie powinnam do tego dopuścić. Postanowiłam, że nie zwiąże się z żadnym chłopakiem, dopóki czegoś nie osiągnę - mruknęłam.
- Co chcesz osiągnąć? Ja ci mogę pomóc - odparł Black chwytając moje lodowate ręce.
- Od śmierci rodziców wzięłam się porządnie za naukę. Po szkole będę próbować moich sił jako auror. Postanowiłam, że pomszczę moją rodzinę. Nie spocznę, dopóki sama nie zabiję Voldemorta. - Oczy Blacka rozszerzyły się, a usta gwałtownie otworzył. - Będąc z tobą, rozproszyłbyś mnie, a ja muszę to zrobić. Muszę być potężniejsza od tego mordercy, a randki z tobą by mi w tym nie pomogły.
- Dorcas - szepnął Łapa drżącym głosem - rozumiem cię, ale sama Voldemorta nie zabijesz. On jest okrutny, bezlitosny. Gdy tylko nadarzy się okazja, zabije cię bez mrugnięcia okiem. Nie możesz zostać z tym sama. Pomogę ci - mruknął i przyłożył ciepłą dłoń do mojego policzka.
- Dziękuję, ale na razie nie możesz na nic liczyć z mojej strony - odparłam i wtuliłam się w jego szybko opadającą klatkę piersiową. On delikatnie głaskał mnie po głowie uspokajając moje silne drgawki.
- Wiem Dorcas. Będę czekał tak długo, aż będziesz gotowa - mruknął i mocniej przycisnął do siebie. W ten mroźny dzień Syriusz Black ocieplił moje serce. W walentynki zyskałam kolejnego bliskiego przyjaciela, który zrobi dla mnie wszystko.


Zapraszam do komentowania ;)

czwartek, 7 lipca 2016

Rozdział 11

Miłość. Najpiękniejsze uczucie na świecie. Zjawia się w nie w porę, zaskakuje nas swoją pomysłowością. Jest taka prosta, ale z drugiej strony okropnie trudna. Dostępna dla każdego, ale nie każdy chce z niej skorzystać. Jest jak róża - piękna, olśniewająca, ale gdy nie będziesz uważać, zostaniesz pokłuty jej ostrymi kolcami.

Szybkim krokiem przemierzałem korytarze Hogwartu. Już tydzień minął od przyjazdu do szkoły. Byłem spóźniony na Transmutację, a to wszystko przez ostatnią pełnię. Tyle rzeczy się nagromadziło: wyjazd Lily, dwojakie oblicze Jamesa, złość Syriusza. Wiedziałem, że przez natłok tych zdarzeń ta przemiana będzie najgorsza. Poobijany, podrapany zmierzałem ku klasie, nie zważając uwagi na przechodzących spóźnionych uczniów. Było do przewidzenia, że z kimś się zderzę, ale nie myślałem, że ten ktoś będzie aż tak interesujący.


- Bardzo cię przepraszam - powiedziała niska, złotowłosa dziewczyna, której wszystkie książki upadły na ziemię. Szybko ukucnąłem i pomogłem jej w zbieraniu podręczników.


- Nie masz za co przepraszać. To ja nie uważałem i nie patrzyłem gdzie idę. - Dziewczyna spojrzała na mnie i delikatnie się uśmiechnęła. Miała morskie, hipnotyzujące oczy, a włosy związane w niedbałego kucyka. Delikatny makijaż dodawał jej urody, a tak pięknego uśmiechu nigdy w życiu nie widziałem. Nieznajoma na pewno była młodsza, bo nigdy jej nie zauważyłem na naszych lekcjach.


- Dziękuję za pomoc. Madison jestem. - Jeszcze szerzej się uśmiechnęła i podała mi dłoń.


- Remus - powiedziałem i czułem, że ta znajomość na pewno nie będzie przelotna.


***


Z największym skupieniem słuchałem co mówi profesor McGonagall. Słowa wydobywały się z niej zdecydowanie za szybko i połowy nie rozumiałem. W mojej notatce brakowało co najmniej kilkunastu ważnych wyrażeń. Zerknąłem do zeszytu Dorcas - wszystko było zapisane starannych, schludnych pismem. Zażenowany moimi bazgrołami skończyłem cokolwiek zapisywać. I tak będę się uczył z moją przyjaciółką. Nie wiem jak ona to robiła, ale nic jej nie sprawiało trudności. Była jedną z najlepszych uczennic w szkole. Na dodatek, była taka silna. Na raz straciła rodziców i najbliższą przyjaciółkę. Jeszcze po tylu strasznych rzeczach potrafi się uśmiechać i sprawiać radość innym.

Dorcas jest mi najbliższą osobą. Ciężko to mówić, ale nawet chłopaki nie znają mnie tak, jak ona. Wiem, że mnie nigdy nie opuści. Na początku trudno było mi uwierzyć, że taka piękna dziewczyna chce się przyjaźnić z grubym i cichym chłopakiem. Ale jak widać, przeciwieństwa się przyciągają.
Często nachodzą mnie takie myśli, co o mnie sądzi Dorcas. Czy patrzy na mnie jak na przyjaciela czy kogoś więcej. Czy może tak samo jak ja, marzy o kimś, kto da jej miłość, wsparcie. Chciałbym, aby w moim przypadku to była ona.
Moje przemyślenia przerwało szturchnięcie w ramię.

- Peter, słuchaj co mówi McGonagall. Potem nic nie umiesz - powiedziała moja przyjaciółka i szybko wróciła do słuchania profesorki. Ja natomiast zwróciłem oczy na dziewczynę i odpłynąłem.






- Patrz, to jest bardzo prosty ruch dłonią. - Obróciła nadgarstkiem i zrobiła delikatny skręt w prawo. Na pozór proste, ale nie dla mnie.


- Nie umiem tego Dorcas, a w połączeniu z tą trudną wymową to nie lada wyzwanie. Jak mam się skupić na dwóch rzeczach jednocześnie? - mruknąłem i oparłem głowę na rękach. Dorcas delikatnie zmarszczyła czoło i cichutko zaśmiała się pod nosem.


- Na pewno to potrafisz, tylko w siebie nie wierzysz. Ja wiem, że to zrobisz i ci się uda. - Zaczęła pakować swoje książki do torby i powoli wstała z krzesła. - Wybacz, ale jeden z twoich kolegów także potrzebuje mojej pomocy. Zostań jeszcze w bibliotece, na spokojnie powtórz to zaklęcie i spotkamy się na kolacji.


Gdy wyszła z biblioteki, zabrałem się ostro do pracy. Pokażę Dorcas, że naprawdę coś potrafię. Jak szło to zaklęcie? A ten skomplikowany ruch ręką? Znowu zapomniałem najprostszej czynności. Gdyby dalej tu była ze mną, przypomniałaby mi o tym. A tak w ogóle, komu ona niby pomaga? Remus odpada, bo to jest chodząca encyklopedia, James też ostatnio wziął się za naukę i na lekcjach błyszczy, a Syriusz nie potrzebuje się uczyć, bo jemu wszystko tak łatwo wchodzi do głowy. Ciekawe, bardzo ciekawe.


Zmęczony powtarzaniem coraz to trudniejszych zaklęć postanowiłem skończyć na dzisiaj naukę. Cicho wstałem z krzesła, wziąłem wszystkie moje książki i wyszedłem z biblioteki. Miałem jeszcze godzinę do spotkania się z Dorcas w Sali, więc skierowałem się do Pokoju Wspólnego Gryfonów. Kilka kroków za biblioteką spotkałem Remusa, który nerwowo poprawiał swoją koszulkę. Podszedłem do niego, a gdy mnie zobaczył, jego oczy pokazywały przerażenie.


- Cześć Glizdek. Co ty tu robisz? - spytał się niespokojnie.


- Właśnie wracam z biblioteki i idę do Dormitorium. Dołączysz do mnie?


Remus znacznie się speszył i zaczął podreptywać w miejscu.


- Postoję sobie tutaj. Ładna jest dzisiaj pogoda, nie? - powiedział po czym uśmiechnął się krzywo. Chyba się zorientował, że jego wypowiedź kompletnie nie miała sensu.


- Okej, ja już pójdę. Jak się źle czujesz, to idź do Skrzydła Szpitalnego okej? - Remus szybko pokiwał głową i najwidoczniej poczuł ulgę, że zostawiam go samego. Później z nim pogadam i dowiem się, o co chodzi.


Dalsza droga minęła bez większych przygód. Do obiadu zostało jeszcze pół godziny, a szansa na spędzenie czasu z Dorcas napawała mnie radością. Przyspieszyłem kroku i za parę minut zobaczyłem wejście do Pokoju Wspólnego. Gdy wszedłem do środka, pierwsze co mnie uderzyło to ciepło i głośny śmiech mojej przyjaciółki. Siedziała przy kominku bawiąc się swoimi włosami. Nawet dobrze, że się pospieszyłem, możemy razem z Dorcas pójść na kolację. Uśmiech schodził mi z twarzy, gdy coraz to bardziej przybliżałem się do dziewczyny. Dorcas w najlepsze bawiła się z Syriuszem, który siedział na podłodze. Przed nim leżały grube książki, które przeznaczone były do nauki, a służyły jako podpórka pod nogi Dorcas. Czyli to Łapa tak bardzo potrzebował korepetycji od najpiękniejszej dziewczyny na szóstym roku. Zmarszczyłem brwi, przecież Syriusz nie potrzebuje żadnej pomocy w lekcjach, we wszystkim jest bardzo dobry. Para najwyraźniej mnie nie zauważyła. Już miałem obrócić się na pięcie i iść do Wielkiej Sali, gdy Dorcas obróciła się w moją stronę.


- Peter! Kiedy tu wszedłeś? Wiesz, pomagałam Syriuszowi w tym zaklęciu, co tobie, ale jakoś przegadaliśmy cały wieczór. Jak ci poszła nauka? - spytała posyłając mi jeden z najpiękniejszy uśmiechów na świecie.


-  Świetnie! Jestem teraz najlepszy! - Zaśmiałem się nerwowo i usiadłem obok Dorcas.


- No jasne Peter - rzekła i powiedziała - idziemy na kolację?


- Już idziemy - powiedzieliśmy równocześnie z Syriuszem. Patrzyliśmy się na siebie nieodgadnionym wzrokiem, jakbyśmy toczyli walkę o kawałek mięsa. Naszą niewidzialną sprzeczkę przerwała Dorcas.


- Chłopaki, idziecie czy dalej będziecie się patrzyli na siebie jak zakochani na randce? - powiedziała i roześmiała się głośno.


W drodze do Wielkiej Sali trzymałem się z tyłu. Widziałem, że Dorcas świetnie bawi się w towarzystwie Blacka, a ja nie byłem jej zbytnio potrzebny. Na kolacji zjadłem samotnie posiłek i szybko wróciłem do Dormitorium.

Godzinę później do pokoju wpadł zdyszany, podekscytowany Syriusz.

- Wiesz co Peter, z żadną dziewczyną mi się tak dobrze nie rozmawiało jak z Dorcas. Ona jest taka inteligentna, urocza, piękna. Jak myślisz, podobam jej się? - Spojrzał na mnie wyczekujacym wzrokiem. - Jesteś z nią bliżej niż ja, mówi coś o mnie?


- Nie za bardzo. Wcześniej nie zwracałeś na nią zbytniej uwagi, więc o tobie nie mówiła - powiedziałem z ukłuciem zazdrości. Nie może mi odebrać Dorcas! Ona jest moją przyjaciółką, a już niedługo się to zmieni. W czym Łapa jest lepszy ode mnie? To Dorcas spędza ze mną całe dnie, to mi się zwierza, to ja ją pocieszam.


- Jeszcze zobaczysz Peter. Dorcas będzie moją dziewczyną. Idę z nią jeszcze posiedzieć, dobranoc. - Mrugnął porozumiewawczo i zbiegł na dół. Syriusz jeszcze nie wiedział, ale właśnie w tej chwili zacząłem z nim wojnę i zamierzam ją wygrać.