Strony

niedziela, 5 lutego 2017

Rozdział 18

Potężny, okazały zamek wychylił się zza gór. Ostatnie letnie promienie słońca ogrzewały nasze rumiane policzki. Oczy mieniły się niczym diamenty, a całe ciało było lekko podekscytowane. Na samą myśl o wkroczeniu ponownie do Hogwartu, człowiek czuł, gdzie jest jego miejsce. Tylko tu wiedział, kim jest i jaki powinien być. Nastolatkowie obok mnie nie mogli przestać się uśmiechać na samą myśl o niezwykłych przygodach, które czekają na nich w murach twierdzy. Ostatni rok oznacza dla wielu czas poważnych i wielkich decyzji. To właśnie teraz wybierzemy swój przyszły zawód, a żeby go zdobyć, trzeba się pilnie uczyć. Na pewno nie będzie lżej niż wcześniej; imprezy czy kawały muszą być odstawione na bok, bo w dorosłym życiu trzeba znaleźć pracę, założyć rodzinę i dbać o jej bezpieczeństwo. Zwłaszcza w takich czasach, jak te. Nigdy nie masz pewności, czy twoja ukochana osoba wróci do domu z pracy. Właściwie, to nikt nie wie, co go czeka za rogiem. Dlatego ten rok będzie inny niż poprzednie sześć lat nauki.
Ja, jako jedyna mugolaczka spośród mych przyjaciół miałam trudności w podejmowaniu decyzji. Wiem, że cokolwiek postanowię, nie zadowoli to moją mamę. Kocham ją z całego serca, ale pragnę żyć pośród czarodziejów, a ona powoli musi sobie to uświadomić. W czasie wakacji, gdy samotnie siedziałam w moim pokoju, szukałam ogłoszeń o miejscu zamieszkania oraz ofert pracy. Znalazłam parę ciekawych propozycji. Dorcas, James i reszta mieli dokąd pójść po zakończeniu szkoły. Ja muszę wynająć jakiś mały pokój i iść do pracy, aby zarobić na siebie. Bałam się, strasznie się bałam, czy sobie sama poradzę. Nie mam nikogo z rodziny, która by mogła mi pomóc w tym wielkim świecie.
Ocknęłam się po paru minutach. Wpatrywałam się w odjeżdżający wóz, w którym siedzieli Dorcas, Remus, Syriusz i Peter. Brakowało mi jednego czarnowłosego chłopaka, ale gdy poczułam popchnięcie z tyłu, wiedziałam, gdzie się podział. Odwróciłam się i zobaczyłam potężne, czarne, kościste zwierzę. Odsunęłam się gwałtownie od niego w obawie przez pogryzieniem, ale wydawał się być niegroźnym. Spojrzałam w oczy tego tajemniczego cuda stojącego przede mną i zobaczyłam smutek i przygnębienie. Obeszłam zwierzę dookoła; wyglądało jak mugolski koń, ale nie miał żadnego mięśnia, a w miejscu, gdzie powinien mieć serce i inne narządy, była pustka. Zaciekawiona, oglądałam tego rumaka z dobre parę minut. Gdy już wyciagałam dłoń, aby dotknąć tej magicznej istoty, ktoś mocno chwycił mnie za ramiona i odciągnął od konia.
– Zauważyłem, że od paru chwil jesteś wpatrzona w testrale. Są to piękne zwierzęta, ale lepiej ich nie dotykać. - Odwróciłam się, aby spojrzeć w przenikliwe, brązowe oczy Jamesa.
– Czemu dopiero teraz je widzę? W poprzednich latach wozy jechały same - powiedziałam i zerknęłam na hipnotyzujące stworzenia.
– One od zawsze ciągną dorożki. Widzi je osoba, która była świadkiem czyjejś śmierci. - Jęknęłam ze strachu. Niesamowite konie wiązały się z taką okropną rzeczą. Nigdy bym tego nie przypuszczała.
– Widziałaś śmierć tego sprzedawcy, gdy byłaś razem z Jackiem wtedy w Sylwestra? - zapytał się James, a jego wzrok utkwiony był gdzieś daleko przed nim.
– Niestety - szepnęłam nieśmiało. Było mi wstyd za tamten rok, że opuściłam moich przyjaciół i mogłam dopuścić się do złych rzeczy.
– Każdy ma coś na sumieniu Lily - powiedział, już patrząc na testrale. Wyminął mnie, otworzył małe drzwiczki od ciągniętego wozu i wskoczył na siedzenie. Poprawił swoją szatę i poklepał miejsce obok siebie. – Zapraszam panią na najlepszą przejażdżkę w życiu. Zapewniam niesamowite i niezapomniane wrażenia.
Razem wybuchnęliśmy śmiechem. Spojrzałam przelotem w oczy konia i usiadłam obok chłopaka. W czasie jazdy James przytaczał śmieszne historie z jego wakacji spędzonych z Anastazją i Syriuszem. Nie dawał mi dojść do słowa z obawy pewnie, że spytam, czyjej śmierci był świadkiem. Gdy już dojechaliśmy i mogłam na spokojnie z nim porozmawiać, czarnowłosy podbiegł do Syriusza, który jedyny na nas zaczekał. Razem w trójkę wkroczyliśmy w ogromne bramy Hogwartu, a następnie do Wielkiej Sali. Uczta przebiegała tak jak zwykle, ale dla mnie była ona nietypowa i przeżywałam ją od nowa.
W nocy nie umiałam zasnąć, dopiero nad rankiem zmożył mnie sen. Na pierwszych zajęciach byłam niedożycia, szczególnie, że mimo samodzielnej nauki w ośrodku, miałam pewne braki. Na mojej ulubionej lekcji Eliksirów nie potrafiłam odpowiedzieć na proste pytania profesora Slughorna. Był on zawiedziony, ale jeszcze bardziej zła na siebie, byłam ja. Jakież było moje zdziwienie, gdy Syriusz zgłosił się, dobrze odpowiedział i zarobił pięć punktów dla Gryffindoru. Widziałam jego błysk w oku i wyniosłość w spojrzeniu. Udowodnił mi, że już nie jestem najlepsza, a on głupi i infantylny. Gdy nasza wymiana złowrogich spojrzeń trwała już przez parę minut, jego kolega z ławki mocno szturchnął go w ramię, przez co Black spuścił wzrok. Uśmiechnęłam się do siedzącego obok niego Jamesa i kiwnęłam delikatnie głową w podzięce. Ta sytuacja była dla mnie bardzo krępująca i to on mnie z niej wybawił. Po lekcjach miałam ochotę na długą drzemkę, ale nie mogłam. Zmusiłam się do pójścia do biblioteki i wypożyczenia paru książek, które, miałam nadzieję, pozwolą mi nadrobić zaległości. Nie mogłam sobie pozwolić na to, abym była przeciętną uczennicą. Usiadłam przy okrągłym stoliku i zaczęłam czytać podręczniki. Pierwsze słowa jeszcze rozumiałam, ale dalej było co raz gorzej. Myśl, że mam jeszcze tyle do nadrobienia zniechęcała mnie do nauki. Po dwudziestej stronie opisu bardzo trudnego eliksiru zamknęłam książkę i położyłam głowę na stosie pergaminu. Nie miałam siły, aby dokończyć jeszcze setkę stron ksiąg. Podskoczyłam, gdy obok mojej twarzy ktoś opuścił grubą książkę i odsunął głośno krzesło. Z kwaśną miną podniosłam wzrok na znajomego chłopaka w okrągłych okularach, który emanował radością i energią.
– Widok Lily w bibliotece jest codziennością, ale gdy już leży na stoliku ledwie siedząc na krześle, coś jest nie tak - powiedział James i usiadł obok mnie. – Co się dzieje? Dzisiaj na lekcjach byłaś dosyć rozdrażniona i nie umiałaś odpowiedzieć na proste pytania. Coś się stało? - spytał troskliwie.
– Tak - szepnęłam i spuściłam głowę. – Mam braki w materiale, nie rozumiem, co ci nauczyciele do mnie mówią. Nie wyobrażam sobie, że w tym roku piszę owutemy. Spójrz - powiedziałam i pokazałam ręką na stos opasłych tomów podręczników - ile mi zostało materiału. Nie dam rady tego się nauczyć do końca roku.
James wziął jeden egzemplarz do ręki i pooglądał go ze wszystkich stron. Zrobił tak z kolejnymi, a ja się zastanawiałam, co on właściwie robi.
– Nie potrzebujesz ani jednej książki - odparł lekkim tonem, a ja otworzyłam oczy ze zdziwienia.
– Jak to? Przecież tu jest wszystko, co przerabialiście w tamtym roku.
– Oczywiście, że tak, ale samo czytanie zajmie ci parę tygodni, a nic z tego nie zapamiętasz - rzekł i wyciągnął ze swojej torby stos pergaminu. – Tu są moje wszystkie notatki z poprzednich lat. Przeczytałem większość tych podręczników, co przed tobą leżą, więc łatwiej ci będzie przyswoić przerobiony przeze mnie materiał - powiedział, a ja nie wiedziałam, jak mam wyrazić swoją wdzięczność.
– James - odparłam uradowana - to wspaniałe z twojej strony. Uratowałeś mnie z sytuacji bez wyjścia, ale... – Urwałam i chwilę się zastanowiłam. Przeczytam te notatki, ale całkowicie inaczej wygląda nauka, gdy ktoś jednocześnie tłumaczy i poprawia błędy. – Mogę cię jeszcze o coś poprosić? - spytałam się, a czarnowłosy chłopak kiwnął zachęcająco głową. – Chciałbyś po lekcjach dawać mi korepetycje? Wiem, że zrobiłeś duże postępy i łatwiej będzie mi się uczyć z drugą osobą. Co ty na to? - mruknęłam z świadomością, że okularnik może się nie zgodzić.
James wyprostował się, poprawił włosy i szeroko się do mnie uśmiechnął.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz