Strony

wtorek, 5 czerwca 2018

Rozdział 24


Następne tygodnie były tak beznadziejne, że szkoda słów. Wszyscy chodzili smutni i smętni, a gdy chciałem rozluźnić atmosferę jakimś kawałem, ostre spojrzenia przyjaciół przybijało mnie do kamiennej ściany. Najlepiej ubrać czarny garnitur, ulizać włosy i wejść do trumny. Byliśmy młodzi, a zachowywaliśmy się jak nasi pradziadkowie. Po lekcjach odrabialiśmy lekcje, rozmawialiśmy przez chwilę, ale rozmowa tak bardzo się nie kleiła, że każdy szedł do dormitorium, kąpał się i szedł spać. I na drugi dzień to samo. Nie wiem, czym to było spowodowane. Zdaję sobie z tego sprawę, że każdy z nas ma swoje rzeczy na głowie, ale to jest ostatni czas, aby się zabawić i zapomnieć o wszystkich problemach. Ostatnio, gdy wyciągnąłem Ognistą Whisky, każdy marudził pod nosem i nikt nie chciał niebiańskiego napoju. Jedyną osobą, z którą mogłem normalnie porozmawiać, była Anastazja. Korespondowanie z nią było dla mnie najlepszą odskocznią od nudnego życia. Uwielbiałem pisać do niej listy w nocy, gdy nikogo nie było w Sowiarni i mogłem poczuć się sobą.
Pewnego wieczoru zawędrowałem do wieży. Wziąłem ze sobą pergamin i pióro. Noc była chłodna, a niebo zachmurzone. Zapowiadało się albo na burzę, albo zbliżało się coś złego. Stałem tak zapatrzony przez kilkanaście minut, aż zimny wiatr ocknął mnie z zamyślenia. Zaniepokoił mnie hałas dobiegający ze schodów prowadzących do Sowiarni. Instynkt podpowiadał mi, abym się schował, więc przykucnąłem za starą, drewnianą komodą. Za kilka chwil w pomieszczeniu znajdowało się cztery osoby. Próbowałem je rozpoznać, ale były ubrane na czarno, a na głowach mieli założone kaptury. Zaczęły ze sobą rozmawiać, a po głosach poznałem, że są to mężczyźni.
– Młody, to nie są żarty. Już o tym rozmawialiśmy, nie pamiętasz? – Cichy, ale niski głos rozbrzmiał w pomieszczeniu. Na sam dźwięk włosy stanęły mi dęba. Na pewno nie było to jedno z miłych spotkań uczniowskich.
– Jeśli chcesz być jednym z nas, musisz to pokazywać na co dzień. Nie możesz bronić szlam i innych ścierw. Aby zyskać nasze, ale przed wszystkim jego zaufanie, masz za zadanie siać strach wokół siebie. – Kolejny mężczyzna zabrał głos. Zastanawiałem się, co zrobił ten biedny chłopak, że tak go straszą. Trzymałem w ręce różdżkę, w razie gdyby sprawy zaszły za daleko. Czekałem, jak rozwinie się akcja.
– Wiem o tym doskonale. Wasz karcący wzrok na korytarzach przypomina mi, kim jestem i w jakim celu się urodziłem. Robię wszystko, co w mojej mocy. – Głos, który wydobył się z gardła trzeciego mężczyzny, był tak słaby, że myślałem, że chłopak kona. Wytężyłem bardziej słuch, bo dźwięk ten bardzo mi kogoś przypominał.
– To się postaraj bardziej – rzekł jeden z mężczyzn i słyszałem, jak opuścili Sowiarnię. Została ostatnia osoba, więc odważyłem się wstać i dowiedzieć się, kim jest. Nad wielkim, strzelistym oknem pochylał się bardzo chudy, ale wysoki chłopak. Czarne włosy opadały mu twarz, a dłonie ściskały kamienny murek. Cały się trząsł, więc schowałem różdżkę, aby bardziej go nie wystraszyć. Po chwili zerknął na bok i odskoczył parę metrów do tyłu. Cały czas nie widziałem jego twarzy, bo księżyc, zakryty za chmurami, nie oświetlał niczego.
– Spokojnie, nie bój się mnie. Nie jestem taki jak tych dwóch, co z tobą rozmawiali – powiedziałem cichym, spokojnym głosem.
– Słyszałeś naszą rozmowę? – powiedział i powoli wysuwał się z cienia. – Nie ładnie podsłuchiwać, Syriuszu – powiedział, a gdy ujrzałem jego twarz, wszystkie mięśnie się skurczyły, a serce przyspieszyło. Nie wiedziałem, że tamtej nocy tak wiele się zmieni.
***
Opadające, kolorowe liście, chłodne podmuchy wiatru, zimne wieczory i deszczowe dni sygnalizowały o odejściu lata, a nadejściu jesieni. Nie wiem, jak to robił Dumbledore, ale zamek i błonia były piękne w każdą porę roku. Coraz częściej wolne popołudnia spędzaliśmy w Pokoju Wspólnym, gdzie ciepło kominka nas grzało, chociaż zdarzały się przypadki kąpieli w lodowatym jeziorze. Poubierani w bluzy i ciepłe skarpetki siedzieliśmy sobie przy stoliku, jak za dobrych czasów. Każdy z przyjaciół siedział albo z grubą książką wypożyczoną z biblioteki, albo w pergaminem i piórem w ręku. Wszyscy czuliśmy oddech egzaminów końcowych i chcieliśmy, aby wynik był jak najlepszy. To od niego zależało, gdzie dostaniemy pracę. Ja za bardzo się tym nie przejmowałem, bo doskonale wiedziałem, jak postrzegani są wilkołaki. Nawet z doskonałymi ocenami na koniec, czekał mnie marny koniec. Co innego moi przyjaciele, ich przyszłość nie była taka ciężka, jak moja. Dorcas, James i Syriusz chcą zostać aurorami, Lily magomedykiem, Peter jeszcze do końca nie wie, a ja? Może przyjmą mnie na zmywak, jak dobrze pójdzie. Patrząc wstecz na te kilka tygodni, mało czasu ze sobą spędzaliśmy i rozmawialiśmy. Postanowiłem przygotować dla nas wszystkich niespodziankę. Tak długo niczego dla siebie nie zrobiliśmy, a wspólne spędzenie czasu dobrze nam zrobi. Zacząłem wprowadzać mój plan w życie.


– Czy wy też znaleźliście w swoich torbach dziwny liścik? – zapytał się James tego pamiętnego dnia. Starałem się nie parsknąć śmiechem na widok ich zdezorientowanych min.
– Myślałam, że tylko ja to dostałam – powiedziała Dorcas. Przyjaciele śmiesznie zawiesili wzrok na skrawku papieru. – Jeśli ktoś się chce z nami spotkać dzisiaj wieczorem w Pokoju Życzeń, musimy się tam pojawić.
Wieczorem, kilkoro nastolatków przemierzało ciemne korytarze Hogwartu. Gdy doszliśmy przed wejściem do Pokoju Wspólnego, pomyślałem o tym idealnym miejscu. Drzwi się pojawiły w ścianie i wszyscy zaciekawieni weszliśmy do środka. Pokój był duży, przestronny i jasny. Na środku znajdował się wielki, puszysty dywan, a na nim niski, czarny stolik. Było na nim pełno przekąsek i napojów. Wokół niego były ułożone puszyste poduszki. Na ścianach rozwieszone były nasze zdjęcia, te same, które dostał James jako prezent bożonarodzeniowy. W kątach ustawione były wysokie lampy, które oświetlały cały pokój.
– Ale tu jest pięknie – wykrzyknęła Lily. Razem z Dorcas i Madison obeszły wszystkie fotografie, co chwilę się zatrzymując, aby przyjrzeć się im dłużej.
– Wszystko ładnie, ale ktoś musiał o tym pokoju pomyśleć – zauważył James. Zmarszczył brwi i rozejrzał się po wszystkich przyjaciołach.
– To wszystko moja zasługa – odparłem. Oczy wszystkich zwróciły się na mnie. Nikt nie podejrzewał poukładanego Remusa Lupina. – Chciałem, aby było jak dawniej. Przypomnijcie sobie, kiedy ostatnio usiedliśmy wszyscy razem i rozmawialiśmy. – Po paru sekundach każdy kiwał głową. – No właśnie. Dzisiaj spędzimy noc tutaj. Jutro nie ma szkoły, więc w końcu możemy odrobinę zaszaleć.
Dziewczyny pisnęły z radości, a chłopacy rzucili się na mnie zamykając nas w dużym uścisku. Dawno nie czułem tyle radości. Od razu usiedliśmy na poduszkach i zaczęliśmy delektować się przekąskami i napojami. Jak zwykle, twórcza moc Pokoju Życzeń nas nie zawiodła i zaserwowała nam wyśmienitą ucztę. Po pół godzinie, kiedy każdy leżał z pełnym brzuchem, zaczęliśmy prawdziwą zabawę.
– To był świetny pomysł, Remi – rzekła Madison. Posłała mi najpiękniejszy uśmiech w życiu i chwyciła za dłoń. Ten mały gest tak wiele dla mnie znaczył. – Mam pomysł – krzyknęła złotowłosa. – Zagramy w butelkę, a kto zostanie wylosowany, musi wyjawić jakiś sekret. I nie próbujcie kłamać, mam tu fałszoskop.
Wzięła pustą butelkę po wodzie goździkowej i jak na zawołanie nasz stolik zniknął. Madison postawiła butelkę na środku i mocno ją zakręciła. Minuty dłużyły się okropnie, aż szyjka butelki wskazała na Petera.
– Wpadła mi do oka jedna dziewczyna. – Fałszoskop ani drgnął. – Ale wiem, że nie mam u niej szans. – Znowu cisza. Spojrzałem na przyjaciela i widziałam w jego oczach zawód. Miał nadzieję, że fałszoskop zacznie się kręcić i świecić, ale tylko go uświadomił, że wszystko, co powiedział, było prawdą. Peter mocno zakręcił butelką. Tym razem padło na Dorcas.
– Ostatnio pocałowałam się z pewnym chłopakiem. – Syriusz i Peter wstrzymali oddechy. – Wiem, że nie powinnam, ale podobało mi się. Mam nadzieję, że poczeka na mnie. – Dorcas spuściła wzrok na ziemię i zrobiła kolejny ruch.
– Dowiedziałem się nie dawno strasznej rzeczy, ale nie mogę wam na razie o niej powiedzieć. Gdy załatwię sprawę, będziecie pierwsi, którzy się o niej dowiedzą – rzekł Syriusz i dodał – będę na ciebie czekać. – Oczy wszystkich zwróciły się ku dwójce nastolatków. Oboje się zaczerwienili, ale lekko się uśmiechali. Fałszoskop nie zrobił nawet minimalnego ruchu.
– Zakochałam się w bardzo przystojnym, inteligentnym, uroczym, opiekuńczym mężczyźnie. Mam nadzieję, że on mnie również. – Madison patrzyła wprost na mnie. Zrobiło mi się gorąco, a ciało odmówiło posłuszeństwa. – To wszystko, co mogę powiedzieć. – Nikt nie zauważył, że fałszoskop delikatnie zaczął się świecić. Oprócz mnie. Madison, widząc, co się dzieje, szybko zakręciła butelką.
– Poznałem ostatnio bardzo miłą dziewczynę. Jest o rok młodsza i należy do naszego domu. Miło nam się rozmawia – odparł James. Wszyscy zamarli i utkwili wzrok w urządzenie, nie świeciło się, ani nie drgało. To by oznaczało, że James próbuje ułożyć sobie życie. Syriusz klepnął Rogacza w plecy, a ten z kolei rzucił się na niego z pięściami. Dziewczyny zaczęły się śmiać, oprócz Lily. Rudowłosa posmutniała i patrzyła wciąż na roześmianą buzię Pottera. – Dobra, teraz ja kręcę – odparł chłopak i zakręcił butelką.
– Jestem wdzięczna wam wszystkim. Codziennie dziękuję, że was mam, a przede wszystkim, że mi wybaczyliście. Już nigdy was nie zdradzę – powiedziała Lily, a w jej oczach pojawiły się łzy. Fałszoskop nie zmienił swojego położenia. James i Syriusz porozumiewawczo na siebie spojrzeli i kiwnęli głową. Evans zakręciła butelkę i pokazała na mnie. Pomyślałem, że postawię wszystko na jedną kartę.
– Jestem wilkołakiem – rzekłem. Oczy miałem zamknięte, a ciałem wstrząsały dreszcze. Siedziałem bez ruchu przez kilka minut. Gdy otworzyłem oczy, Madison już nie było.
– Remus, biegnij za nią! – krzyknął James. – Masz tutaj Mapę Huncwotów. Znajdź ją. Nie może być teraz sama.
Złapałem skrawek papieru i wybiegłem z tajemniczego pokoju. Pokazywała, że Madison zdążyła wybiec na Błonia. Ta dziewczyna coraz bardziej mnie zaskakiwała. Użyłem paru naszych skrótów i już stałem nad jeziorem. Sylwetka dziewczyny mieniła się w świetle księżyca. Stanąłem obok niej.
– Przepraszam, powinienem ci to powiedzieć na początku naszej znajomości – wyszeptałem. – Jesteś taka delikatna i wspaniała. Nie zasługuje na ciebie, nie na takie duże szczęście. Jestem zwykłym potworem, bez przyszłości, nie byłbym w stanie zapewnić ci warunków – odparłem i czekałem na jej reakcję. Spojrzałem na jej twarz, miała zamknięte oczy i poruszała delikatnie wargami. Cisza była głośniejsza niż zwykle. Wiedziałem, że to koniec. Odwróciłem się i do oczu napłynęły mi łzy. Gdy postawiłem krok do przodu, delikatna dłoń chwyciła moje ramię. Madison wspięła się na palcach, aby być na równi ze mną. Cały czas płakała jak ja. Jedną dłonią objęła mój policzek, a drugą wsunęła we włosy. Czułem jej ciepły oddech na mojej twarzy. Nie umiałem odczytać żadnej emocji z jej oczu. Po chwili dotknęła swoimi ustami moje. Oboje pogłębiliśmy pocałunek. Całowaliśmy się tak, jakby cały świat był nasz. Czas się zatrzymał, a chwile euforii trwała i trwała. Oderwaliśmy się od siebie. Miała spuchnięte usta, a z oczu płynęły łzy. Chwyciłem ją za szyję i pocałowałem w czoło. Cicho się zaśmiała.
– Kocham cię, Madison – powiedziałem. Oczy dziewczyny od razu nabrały wigoru.
– Nie kłamałam w Pokoju Życzeń – odparła i kolejny raz wpiła się w moje usta. Tym razem całowała mnie mocno i szybko, tak, jakby nie chciała mnie wypuścić.
– Madison – wyszeptałem w krótkich przerwach na oddech – nie słyszałaś, co wyznałem w Pokoju Życzeń? – zapytałem się, a dziewczyna spojrzała się w moje szare oczy. Zagryzła powoli wargę i głaskała mnie po włosach.
– Słyszałam, ale nie pokochałam ciebie, bo jesteś przystojny czy inteligentny. Kocham cię, bo jesteś najlepszym człowiekiem, jakiego spotkałam w życiu. Nigdy się tak dobrze nie czułam, jak przy tobie. Przyznaję, gdy usłyszałam co powiedziałeś, przeraziłam się. Ale gdy za mną pobiegłeś i spojrzałam na ciebie, nadal to byłeś ty. Chłopak, który wpadł na mnie w korytarzu i obchodził się ze mną, jak z najdelikatniejszą rzeczą na świecie. Nie obchodzi mnie, kim jesteś, tylko jaki jesteś – odparła Madison i zawiesiła się na mojej szyi. Ja się czułem, jak największy szczęściarz na świecie.
Gdy wróciliśmy do Pokoju Życzeń, wszyscy zaniemówili. Zaczęli radośnie krzyczeć, gdy zauważyli, że trzymamy się za ręce z Madison. Dziewczyny wzięły ją do siebie i zaczęły wypytywać o dokładne szczegóły. Chłopacy gratulowali mi odwagi i życzyli nam szczęścia. Po paru chwilach radości, pomyślałem o butelce Ognistej. Jak na zawołanie pojawił się napój z kieliszkami. Mieliśmy co świętować. Wypiliśmy butelkę do dna i zasnęliśmy na podłodze. Ten dzień wspominaliśmy jeszcze przez bardzo długi czas. Były to chwile, gdy myśleliśmy tylko o sobie.

Zachęcam do głosowania i komentowania :) Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Jak myślicie, kogo spotkał Syriusz?

Rozdział 23

Ostatnia noc była ciekawym doświadczeniem. Po wyznaniu Syriusza na temat Lily i naszych podejrzeniach, oczekiwałem wręcz bezsennych godzin. Przygotowany byłem na dręczące wizje dotyczące rudowłosej, rozdarcie wewnętrzne i myślenie o najbliższej przyszłości. Od razu po tym, jak zostawiłem w salonie Łapę, zasnąłem. Po prostu zamknąłem oczy, odsunąłem od swojego umysłu wszystkie myśli, które pchały mi się do najmniejszych zakamarków głowy. Sen przyszedł szybciej niż sobie to mogłem wyobrazić. Był on zdumiewająco spokojny i przyjemny. Przedstawiał on różne sceny z mojego życia, od poznania Syriusza i reszty chłopaków, po pierwszy wygrany mecz w quidditcha. Przypomniał on najlepsze wydarzenia, które mi się przytrafiły. Nie pojawiła się w nim ani razu Lily czy chociażby niewielka wzmianka o niej. Wtedy, po raz pierwszy przeszła mi myśl, że być może wspólne życie z rudowłosą dziewczyną nie jest mi pisane. Tyle w życiu osiągnąłem, zyskałem, posiadłem. Ona także, jest bez dwóch zdań najlepszą czarownicą na naszym roku. Żyje nam się dobrze tak, jak jest teraz. Osobno. Nie zmienia to faktu, iż jest moją przyjaciółką o którą się martwię. Nie było wątpliwości, że zajmę się tą dziwną sprawą z Mulciberem, a jeśli kombinuje coś, gorzko tego pożałuje.
Z nadejściem poranku ciężko i niechętnie otworzyłem oczy. Koc leżał na podłodze przykrywając stos opasłych, skórzanych ksiąg i parę pożółkłych pergaminów. Spojrzałem na swoje ciało, które było pokryte gęsią skórką. Podszedłem do lustra i zobaczyłem wysportowanego, ale wychudzonego po twarzy chłopaka, który drżał od zimna. Stara, czarna koszulka sięgała do bioder, a granatowe szorty w kratkę były stosunkowo nowe, ale nie lubiłem ich. Dostałem je rok temu na Boże Narodzenie od rodziców. Przypominały mi starszych mężczyzn, którzy przechadzali się w nich po ulicach Londynu i dokarmiali szare gołębie. Mugole wiedli takie spokojne i beztroskie życie, bez strachu przed nadchodzącym jutrem. Chciałbym jeden, jedyny raz poczuć się jak oni i zamartwiać się takimi rzeczami, jak spóźniony autobus czy przypalona zupa. Spojrzałem jeszcze raz na stojącą przede mną postać i ruszyłem do łazienki. Chłodny prysznic zmył wszystkie obawy i marzenia, a zastąpił na pozytywne nastawienie na dzisiejszy dzień.
Wyszedłem do dużego salonu z torbą naładowaną książkami. Na kanapie chrapał Syriusz z huraganem na włosach. Zrzuciłem go na podłogę, po czym rzuciłem się w kierunku Wielkiej Sali. Miałem przed nim kilkuminutową przewagę, bo zanim Łapa doprowadzi się do stanu używalności będę już przed jadalnią. Przy stole Gryfonów siedziało już większość uczniów. W tłumie wypatrzyłem niekompletną grupę moich przyjaciół. Usiadłem obok Petera i młodszej o rok dziewczyny. Wziąłem rogalika i nalałem sobie soku. Przede mną siedziała Lily z Dorcas, które cały czas ze sobą szeptały i zerkały nerwowo na stół Ślizgonów. Obok nich z taką samą miną Remus patrzył się na Madison. Glizdogon natomiast zajął się posiłkiem, ale kątem oka widziałem, że ukradkiem patrzył na siedzącą przed nim Meadowes. Nigdy się nam nie zwierzał, ale domyślałem się, że skrycie się w niej podkochuje. Na mnie natomiast nikt nie zwrócił uwagi, dopóki nie rozlałem szklanki z napojem.
- James! Uważaj trochę! Skup się na jedzeniu, a nie myślisz o niebieskich migdałach – powiedziała Dorcas z lekkim wyrzutem sumienia. Reszta nastolatków poparło czarnowłosą kiwaniem głów.
- To nie ja patrzę na stół ślizgoński ani na ładne dziewczyny naprzeciw mnie. – Od razu wszyscy się wyprostowali i spuścili wzrok na swoje talerze. Lily miała mocne rumieńce na policzkach, ale ani ona, ani żaden z moich przyjaciół nie spojrzeli się na siebie do końca śniadania. Wychodząc z Wielkiej Sali minął nas Syriusz z miną wściekłego psa mrucząc pod nosem wyzwiska i przekleństwa. Porwał ze stołu ciepłą bułkę z serem i dołączył do nas.
Lekcje minęły zdumiewająco szybko. Uczniowie ostatniej klasy zaczęli odczuwać nieprzyjemny oddech egzaminów na szyi. Większość wzięła się za naukę już teraz. Wrzesień powoli zmierzał ku końcowi, a termin owutemów zbliżał się nieuchronnie. Nie dziwiłem się, że potocznie nazywano je Okropnie Wyczerpującymi Testami Magicznymi. Tyle materiału w tak krótkim czasie – było to niewykonalne. Coraz częstszym widokiem byli siedzący uczniowie z książkami po skończonych zajęciach. Od wyniku egzaminów zależał poziom naszego przyszłego życia. Na szczęście, jutro była tak długo wyczekiwana sobota, a to oznacza wolny, piątkowy wieczór. Siedziałem razem z chłopakami w moim dawnym pokoju spędzając czas na żartach i śmianiu się. Po godzinie dołączyły nas Lily, Dorcas i Madison, które znudzone siedziały na łóżku Petera.
- Co to za miny, drogie panie – zagadał Syriusz, zajmując miejsce obok Dorcas. Ściśnięci w piątkę zabawnie wyglądali: udawali, że jest im bardzo wygodnie, ale ich zniesmaczone miny mówiły coś innego. Długo nie wytrzymali, bo parę sekund później blondynka spadła na podłogę z głośnym hukiem. Remus rzucił się do ukochanej z wyciągniętą ręką. Usiedli na kanapie w kącie cicho ze sobą rozmawiając. Zmęczona i zaniepokojona twarz Madison tak bardzo różniła się od wesołej i uśmiechniętej przed wakacjami. Identycznie wyglądała Lily, która z zacięciem obserwowała swoje skarpetki w kwiatki. Syriusz, czując grobową atmosferę wiszącą w powietrzu, wyczarował niebieską, włochatą kulkę, która wlatywała pod bluzki i gilgotała sprawiając, że dziewczyny wybuchnęły szczerym i donośnym śmiechem.
- Tak już lepiej – rzekł Syriusz z zadowoloną miną. Kazał swojemu nowemu przyjacielowi napaść na Petera, na co ten spadł z łóżka i turlał się ze śmiechu na podłodze.
- Co tam u Anastazji? – spytała się Dorcas. – Nie mówicie co u niej słychać, ani czy pisze listy – powiedziała Dorcas oskarżycielskim tonem.
- Anastazja tylko pisze do swojego Rogosia - ukochasia. Nie dzieli się ze mną korespondencją – rzekł Syriusz, spuszczając na dół głowę.
- Syriusz – powiedziałem mocniejszym głosem – czy mam napisać do wyżej wymienionej dziewczyny z informacją, że sobie ze mnie i z niej żartujesz? – Zyskałem taki efekt, jaki chciałem. Syriusz otworzył szeroko usta i pokiwał głową.
- Stary, nie zrobisz mi tego – rzekł, dalej będąc sinym po twarzy. – Mogę ją sobie kiedyś pożyczyć? – zapytał, ale od razu pożałował tego. Zasłonił twarz rękami w geście obrony i czekał na atak z mojej strony. Pokiwałem głową i sarkastycznie się zaśmiałem.
- Dobrze wiesz, że nie można startować do siostry, matki i dziewczyny kumpla – odparłem i obserwowałem zdziwioną minę przyjaciela. Poczuł się urażony tą odpowiedzią, bo wróciły mu rumieńce na policzkach, a ręce oparł na biodra. Po chwili jednak głośno się śmialiśmy. Przez łzy zauważyłem, jak Lily niespokojnie poruszyła się. Jej twarz wyrażała nieznane mi dotąd emocje. Jakby złość, żal i ból pomieszane w jedno. Nigdy wcześniej nie widziałem w takim stanie przyjaciółki. Reszta wieczoru minęła spokojnie i w przezabawnej atmosferze. Tylko Lily była bardzo cicho, od czasu do czasu się odzywając.
- Wiecie co – przerwała rudowłosa – jestem dosyć zmęczona. Pójdę już się położyć – rzekła i powoli wstała.
- Też już pójdę – powiedziałem i stanąłem na nogi. Lily popatrzyła się na mnie swoimi zielonymi, przenikliwymi oczami i smutno się uśmiechnęła. Szybko pożegnaliśmy się z przyjaciółmi i ramię w ramię wyszliśmy z Pokoju Wspólnego Gryfonów.
Było dosyć późno na nocne, samotne wędrówki po zamku. Skórzany, czarny zegarek po dziadku wskazywał północ. Postacie na obrazach cicho pochrapywały, a my niepostrzeżenie mijaliśmy kolejne długie, niekończące się korytarze. Wieża Prefektów stała się moim drugim ulubionym miejscem w Hogwarcie. Nie przebije, jak na razie, domku Hagdrida i Zakazanego Lasu. Stojąc tak nieruchomo przed Lily uświadomiłem sobie, co mogło się jej stać zeszłej nocy. Gdyby nie Syriusz, nie wiadomo jakby z tego wyszła. Ona także nieśmiało spoglądała na mnie, jakby chcąc coś powiedzieć.
- Miło dzisiaj było. – Zaczęła, ale nie wiedziała, jak dalej pociągnąć temat. – Po takim wysiłku na lekcjach można zwariować – powiedziała, po czym smutno się zaśmiała. Miałem wrażenie, że coś jest nie tak.
- Lily, coś się stało? Od rana jesteś jakaś inna... - rzekłem, podchodząc do niej. Chciałem ją przytulić lub objąć, cokolwiek, ale tego nie zrobiłem. Ona patrzyła się na mnie niedowierzającym wzrokiem i pokiwała przecząco głową. Cofnęła się i ruszyła do swojej sypialni. Chwyciłem ją za drobną dłoń i zatrzymałem.
- Nie zrozumiesz tego, James – powiedziała, odwracając się do mnie. – Jest to tak skomplikowane, że sama nie umiem tego pojąć – odparła i wyrwała rękę z uścisku. Popatrzyła na mnie po raz ostatni tej nocy i zamknęła za sobą drzwi pokoju. Podczas szybkiego prysznicu zastanawiałem się, czy tak bardzo martwi Lily wczorajsze spotkanie z Mulciberem, czy chodzi o coś więcej. Tej nocy śnił mi się jeszcze lepszy sen niż poprzedni. Przedstawiał on nas wszystkich szczęśliwych w przyszłości, bez żadnej wojny i Voldemorta.
Wybaczcie, że tak długo nie było rozdziału. Jestem w Niemczech, gdzie opiekuję się małymi kuzynami. Sił - brak.