Strony

czwartek, 17 marca 2016

Rozdział 5

Niemożliwe! Lily?! Moja przyjaciółka? Gdy to zobaczyłem, przestałem jeść tego nieszczęsnego rogalika i wpatrywałem się w nią. I na osobnika, który szedł obok niej. I nie szedł normalnie, jak kolega. On ją trzymał za rękę. Tak jak para. Zerknąłem na moich przyjaciół - mieli otwarte oczy oraz usta i chyba nie wiedzieli jak na taki widok zareagować. Po wejściu do Wielkiej Sali Lily zamiast usiąść przy naszym gryfońskim stole, usiadła obok swojego nowego przyjaciela. Jak się okazało - Ślizgona. Teraz to Dorcas była naprawdę przerażona. Wyglądała, jakby miała zaraz się rozpłakać.
- Peter, coś mam chyba z oczami. Przed chwilą właśnie widziałam, jak Lily wchodzi do Sali z jakimś chłopakiem i siada przy stole Ślizgonów. Mam jakieś omamy czy co? Pomóż mi - jęknęła w moją stronę wachlując dłońmi przed oczami próbując zatrzymać napływające łzy.
- Wzrok masz niestety dobry - westchnąłem.
- Ale co ona robi?! Zadaje się ze Ślizgonem? - Syriusz był okropnie zdenerwowany, ciskał wokół siebie piorunami jak chmura burzowa. - Idę do niej i powiem jej, co o tym myślę!
- Nie! - przerwałem - ja pójdę, ty Łapo, lepiej usiądź i się uspokój.
Wstałem od stołu i przemierzałem drogę do stołu Ślizgonów i gdy byłem już blisko, usłyszałem dobrze znany mi głos.
- Tak, jestem Gryfonką, ale się nią nie czuję. Jestem zwolenniczką Voldemorta. - Zatkało mnie. W moment się zatrzymałem i podsłuchiwałem. Na szczęście uczniowie Domu Węża byli tak zaciekawieni Rudą, że mnie nie zauważyli.
- A ci twoi przyjaciele z roku? Nie mają nic przeciwko temu? - Jakiś uczeń się jej spytał.
- Nie mam przyjaciół. Miałam, ale w tej chwili ich nienawidzę, za to, że nie popierają Czarnego Pana.
Tyle mi wystarczyło usłyszeć, żeby stwierdzić, że niestety straciliśmy Lily. Obróciłem się na pięcie i szybko wróciłem do moich przyjaciół. Nie zdawali sobie sprawy, co mam im do przekazania.
***
Długie, rudawe włosy delikatnie opadały na jej ramiona. Oczy zimne i bez wyrazu. Usta rzadko uśmiechnięte. Nie wyglądała jak Lily, którą poznałem. Wydawała się jeszcze bardziej niedostępna nie tylko dla mnie, ale i dla wszystkich moich przyjaciół. Jednak muszę przyznać, że świetnie wygląda w rozpuszczonych włosach, ale związane włosy dodawały jej inteligencji. Smętnie wpatrywałem się w Lily, ale oczywiście mój najlepszy przyjaciel musiał mi przerwać.
- James, nie patrz tak się na nią. Słyszałeś co Glizduś powiedział. Ona chyba chce przejść na tą złą stronę. Nie odzyskamy jej rozumiesz? Od kilku miesięcy słowem się nie odezwała.
Tak, Syriusz ma rację. Ale jako jej przyjaciele mamy obowiązek wierzyć w jej nawrócenie.
- Posłuchajcie mnie uważnie - mówiłem teraz do każdego mojego przyjaciela siedzącego ze mną przy stole. - Nie poddawajcie się. Ja wierzę, że Lily wróci. Coś się stało, że tak diametralnie zmieniła swoje poglądy. Nie wiemy co to, ale nie można tracić nadziei. - Zrobiłem moment przerwy, ponieważ to, co mi się nasunęło na myśl było dla mnie bardzo osobiste. - Kocham ją. Szczerze i prawdziwie. - Teraz każdy patrzył się na mnie z niedowierzaniem. James Potter kogoś kocha? I to prawdziwie? Dziwne, ale to uczucie od dawna we mnie drzemało. - Wy także lubicie tę rudą złośnicę.
- No ale co mamy zrobić James? - zapytała się Dorcas drżącym głosem.
- Czekać. Czekać, aż wróci. - Po tych słowach wstałem i ruszyłem wprost na Błonia. Musiałem odpocząć od tego wszystkiego i zastanowić się nad pewnymi sprawami. Udaje twardziela przed przyjaciółmi, ale w głębi serca czuję pustkę. Boli mnie zachowanie Lilki. Nie obchodzi mnie jej pochodzenie, nie obchodzi mnie, że bardzo lubi się uczyć. Akceptuję ją taką, jaka jest. Wesoła, uśmiechnięta, zawsze związane włosy, starannie wyprasowana szata. To była Lily, jaką znam i w jakiej się zakochałem. Tak, James Potter się zakochał. Czułem, że to nie jest żadne zauroczenie. Pragnąłem cały dzień patrzeć jak odrabia prace domowe, jak krzyczy na młodszych uczniów i na mnie, jak błyskawicznie podnosi rękę do góry, gdy zna odpowiedź na pytanie nauczyciela. Uwielbiałem ją dosłownie za wszystko. Ale teraz... Lily się ode mnie odsunęła. Myśląc o niej, nawet nie zorientowałem się, kiedy do oczu napłynęły mi łzy. Nie mogłem ich powstrzymać i po chwili kilka gorących kropel spadło na moją szatę. Gorzko zapłakałem. Po chwili poczułem mocny uścisk na moim ramieniu.
- Jamesie Potterze - ciepły, delikatny głos Syriusza obił się o moje uszy - pamiętaj, że zawsze będę przy tobie. Cokolwiek by się działo, możesz na mnie polegać. Jestem twoim przyjacielem.
- Ja ją kocham. Rozumiesz? - Teraz z żałością wpatrywałem się w ciemne oczy Łapy. - Tak na poważnie.
- Wkopałeś się. Ale będę cię wspierał.
- Dzięki, stary. Powiedz mi jedno: mam u niej szansę?
- Myślę, że tak. Dorosłeś James. Brakuje mi trochę rozbrykanego kumpla, ale rozumiem, że to wszystko dla Lily. - Na jego ustach widniał delikatny uśmiech.
- Zostawisz mnie samego? - spytałem, po czym bez słowa Łapa wstał i odszedł. Teraz, jeszcze raz musiałem sobie wszystko przemyśleć i zastanowić się, jak zdobyć Lilkę. A to łatwe nie będzie.
***
Ale ona była piękna. Miałem szczęście, że wtedy na nią wpadłem. Lily Evans moją dziewczyną. Wyprzedziłem tego durnia Pottera. Miałem ogromną satysfakcję, że ten pożal się Boże najwspanialszy chłopak w szkole nie miał Evans. Szczerze, to nie traktowałem jej poważnie. Była zwykłą, niewyróżniającą się niczym dziewczyną. Na początku roku mam zostać śmierciożercą. Lily cały czas mówi, że też nim chce zostać, więc nie widzę przeszkód, żeby razem ze mną dołączyła do Voldemorta. Ale najpierw, musi przejść test zaufania. I już mam pomysł, co będzie musiała zrobić.
***
Po obiedzie poszłam z Jackiem nad jezioro. Musiałam się grubo ubrać, bo czuć już było grudniowe zimno. Lubiłam spędzać czas z moim nowym chłopakiem. Gdy przebywałam z nim sam na sam był zupełnie innym człowiekiem niż wtedy, gdy był w towarzystwie kolegów. Ostatnio coś często wspomina przy mnie o śmierciożercach, o ich pracy, o służbie Czarnemu Panu. Zaczyna mnie to odrobinę denerwować, bo nie rozmawiamy o niczym innym jak o Voldemorcie. Od jakiś dwóch tygodni temat Czarnego Pana już tak bardzo mnie nie interesuje. Leżąc w nocy w łóżku dużo o tym myślę i mogę przyznać, że nie chcę go popierać. Teraz doszłam do wniosku, że absurdem jest tępienie czarodziei półkrwi, mugolaków, mugoli.  Nie podoba mi się to. Nie rozumiem tej nienawiści. Człowiek to człowiek. Ale jak mam się przyznać Jackowi, że chyba nie widzę przyszłości jako poplecznik Voldemorta? A to nic w porównaniu z wyrzutami sumienia, które krążą po mojej głowie. Teraz dociera do mnie, jak potraktowałam moich przyjaciół. Właściwie to byłych przyjaciół. Ile ja złych, okrutnych rzeczy wypowiedziałam w ich stronę. Ile razy odwracałam się tyłem, kiedy szli do mnie. Ile złych spojrzeń skierowałam w ich kierunku. Nie mam nadziei, że oni chcą mieć ze mną cokolwiek wspólnego. Ale nie dziwie im się. Niestety to moja wina, straciłam najwspanialszych przyjaciół, jakich mogłam sobie wyobrazić. Zawsze mnie wspierali, a ja? Wyparłam się, bo dawno temu moi bliscy niestety zginęli. A to nigdy nie była wina moich dawnych przyjaciół. Moje przemyślenia przerwał zaciekawiony głos Jacka:
- Kochanie, o czym tak myślisz?
Nie chciałam wyjawiać mu moich myśli, nie mogłam.
- O Czarnym Panu, jestem ciekawa jak to jest spotkać się z nim oko w oko.
- Już niedługo - szepnął, ale ja to doskonale usłyszałam. - Zmieniając temat, zostajesz na święta w zamku?
- Chyba tak, ostatnio mam złe kontakty z mamą, nie mówię już o siostrze. A co? - zapytałam z lekką nutka zaciekawienia.
- Będziemy w święta robić mały wyskok do Hogsmeade z chłopakami, musimy coś załatwić i chciałem, żebyś poszła z nami. Co ty na to?
Rozważałam przez chwilę tą propozycję. O jaką sprawę mogło chodzić, i co miał na myśli Jack ze spotkaniem z Voldemortem? Ciekawość była silniejsza i po chwili zgodziłam się.
Po wspólnie spędzonym czasie wróciliśmy do zamku i poszliśmy do swoich dormitoriów. Szybko weszłam do mojego pokoju z nadzieją długiej, gorącej kąpieli. Zastałam w nim siedzącą Dorcas, która była zapłakana. Nie wiedziałam co miałam w tej chwili zrobić. Nie mam pojęcia, czy nadal mnie lubi czy już mnie znienawidziła. Delikatnie usiadłam obok niej z zamiarem przytulenia, ale Dorcas jakby czytała mojej w głowie.
- Co ty robisz Evans? Na czułości ci się wzięło? Przez ostatnie dwa miesiące unikałaś mnie oraz Huncwotów albo nas wyzywałaś. Nagle obchodzi cie mój los?!
- Ja... Nie wiem co ci powiedzieć... Bardzo mi przykro... Ale ty płaczesz i chce cie pocieszyć w jakiś sposób - powiedziałam łamiącym się głosem.
- Ty?! Pocieszyć?! Nawet nie wiesz dlaczego płacze! Ale powiem ci. Twoi kochani koledzy śmierciożercy torturowali i zabili moich rodziców! Chcieli coś od nich wyciągnąć, ale oni nic im nie zdradzili! Jestem dumna, że mogę być ich córką! Zginęli jak bohaterowie! A twoi kumple są tchórzami i możesz przekazać Voldemortowi, że nie spocznę, póki go nie zabije. - Po tych słowach wbiegła do łazienki i się zamknęła. Ja w tym momencie zrozumiałam, co ja najlepszego zrobiłam. Zmieniłam się na pozbawionego uczuć człowieka. Chciałam dołączyć do Voldemorta. Do człowieka, który zabił tylu ludzi. Rozmowa z Dorcas w końcu mi uświadomiła, co ja wyprawiałam. Straciłam moją najlepszą przyjaciółkę i nie tylko. Pogubiłam się. Zapomniałam, kim naprawdę jestem. W tym momencie przypominały mi się słowa Dumbledore'a: Lily, nie zapominaj kim naprawdę jesteś i podążaj tą właściwą drogą. Wybieraj ludzi, którzy nigdy cię nie opuszczą i nie zdradząWtedy, niezrozumiane, teraz, nabrały większego sensu. Ale nie miałam już wyjścia, moi przyjaciele nigdy mi tego nie wybaczą. Nie mogę powiedzieć o zmianie zdania Jackowi, bo nieźle by się wkurzył. Nie pozostało mi nic innego jak iść tą drogą, którą sobie wybrałam. Bez Dumbledora, moich przyjaciół.

Jeśli tu jesteś, zostaw pod spodem komentarz ;) bardzo pomoga ;) z góry dziękuję ;3