Strony

sobota, 25 marca 2017

Rozdział 20

Przemierzałam puste korytarze tak szybko, że nawet postacie z obrazów nie były w stanie mnie zatrzymać. Moim celem było jak najszybciej dotarcie do gabinetu i błaganie o wybaczenie i obiecanie poprawy. Fakt, że czuć było ode mnie alkohol, a na sobie miałam szlafrok chyba nie stawiał mnie w dobrym świetle. Modliłam się w duchu, abym spotkała na mojej drodze kogoś, kto mógłby uratować niewinną osobą od rychłej śmierci.
- Uważaj, jak chodzisz! - usłyszałam męski głos, tuż nad moim uchem w chwili, gdy zderzyłam się z jego właścicielem. - Lily? - zapytał się chłopak chwytając mnie za ramiona. W słabym świetle pochodni ciężko byłoby rozpoznać, z kim się rozmawia, ale takie okulary miała tylko jedna osoba w szkole.
- James? - szepnęłam, zdając sobie sprawę, że dalej obowiązuje cisza nocna.
- Tak, to ja - odrzekł czarnowłosy. - Co ty tutaj robisz o tak późnej porze?
- Idę na ścięcie do gabinetu Dumbledore'a. - James już zaczerpnął powietrza, żeby się dopytać, ale uciszyłam go ręką. - A ty gdzie się wybierasz?
- Też do dyrektora, ale na spotkanie. Chciał się ze mną widzieć. Tylko zastanawia mnie, dlaczego tak późno. - Podrapał się po głowie i wzruszył ramionami.
Nie przedłużając, oboje ruszyliśmy krętymi korytarzami do pokoju Dumbledore'a. Podróż odbyła się w ciszy, może nawet lepiej. Przed drzwiami czekała na nas McGonagall z surowym, jak zwykle, wyrazem twarzy. Nawet na nas nie spojrzała, tylko wpuściła do środka. Wnętrze gabinetu nie zmieniło się od czasu, gdy także pewnej nocy byłam zaproszona do gabinetu dyrektora. Tym razem przed biurkiem stały dwa, duże fotele z przygotowaną wcześniej gorącą czekoladą. Dyrektor już siedział pośrodku stołu ze spokojnym uśmiechem na ustach.
- Lily, Jamesie. Zapraszam, usiądźcie.
Posłusznie wykonaliśmy polecenie nauczyciela i usadowiliśmy się na siedzeniach. Od razu rzuciłam się na parujący trunek, nerwowo zerkając na profesora.
- Pewnie się zastanawiacie, po co wasza dwójka siedzi o północy w gabinecie dyrektora i pije gorącą czekoladę. Powody są dwa. Pierwszy to taki, że na gorącą czekoladę zawsze jest pora, a drugi, że mam dla was bardzo ważną informację.
- Panie profesorze - przerwałam ostro nauczycielowi, co nie umknęło uwadze Jamesa - chciałabym przeprosić za ten nocy hałas, który nie pozwolił profesor Mcgona...
- Nie dlatego cię tutaj sprowadziłem. Była to wymówka, a poza tym chciałem cię trochę wystraszyć. - Zachichotał dyrektor. - Taki żarcik.
- O co chodzi profesorze? - odezwał się James najwyraźniej rozdrażniony bezsensowną wymianą zdań.
- Długo się nad zastanawiałem i stwierdziłem, że będzie to najlepsza opcja. Obydwoje się dopełniacie, a wspólna praca każdego z was czego innego nauczy. Oczywiście, wywołacie ogólną sensację w całej szkole, ale dacie sobie radę...
- Panie dyrektorze. - Przerwał tym razem James. Jego głos był mocny i stanowczy. - O co chodzi?
- Wybrałem was na prefektów.
Wspomnienie tego spotkania przeplatało się z momentem, gdy prosiłam Jamesa o pomoc w nauce. Były to krótkie sny, które co chwilę budziły mnie z płytkiego snu. Podkrążone oczy i potargane włosy były dowodem na nieprzespaną noc. Potęgowało to moje zdezorientowanie na lekcjach, gdy nie umiałam wykonać najprostszych czynności. Moją głowę zajmowało też to, że na cały ten rok przeprowadzam się do Wieży Prefektów. Będę w niej mieszkała razem z Jamesem, co przyprawiało mnie o gęsią skórkę. Co innego rozmawiać między lekcjami lub wspólne uczenie a dzielenie się miejscem zamieszkania. Kto to wymyślił, żeby na Prefektów Naczelnych wybierać dziewczynę i chłopaka. Czułam zimną odznakę w kieszeni szaty, gdy Dorcas krzyknęła mi do ucha, że już koniec zajęć i czas na obiad.
Publiczne ogłoszenie mnie i Jamesa prefektami było niespodziewane. Dyrektor zapomniał wspomnieć, że oznajmi to pozostałym uczniom w Wielkiej Sali. Wlepione oczy wszystkich dookoła sprawiły, że poczułam pot na moim czole. Od dawna wiedzieli, że Dumbledore jest szalony, ale to, że posadził niedoszłą śmierciożerczynię na tak ważnym stanowisku pogarszało opinię o nim. Myślałam, że nie może być nic gorszego, a jednak dyrektor jak zawsze zaskakuje. Zaprosił mnie i Jamesa obok niego, aby wszyscy się z nami zapoznali. Jakby oczywiście nikt nie słyszał o przystojnym Jamesie Potterze i jego ukochanej Lily Evans - Hodder. Odeszłam od stołu, ale czułam, że zaraz nogi odmówią mi posłuszeństwa. Na szczęście, James użyczył mi swojego ramienia i razem ruszyliśmy w stronę stołu nauczycieli.
- James, Lily, może jakieś słowo do naszych kochanych uczniów. - Uśmiechnęłam się krzywo i mocniej uścisłam rękę Jamesa. Dyrektor chyba myślał, że sprawiał przyjemność tym, że możemy sobie przemówić do setki nastolatków, którzy nie palają do mnie radością.
- Cześć wszystkim. - James podszedł do mównicy, a jego głos rozbrzmiewał w całej sali. Ciekawe jak, bo żadnego mikrofonu tu nie było. - Chyba nie muszę nas przedstawiać - powiedział i spojrzał na mnie. Moja twarz wyrażała panikę, więc James kontynuował - postaramy się godnie was reprezentować, a to oznacza, że możecie się do nas zwrócić z każdą głupotą i poważną sprawą. Jesteśmy dla was. - Skończył i wszyscy zaczęli klaskać. James uśmiechnął się do widowni i zszedł z mównicy. Dotknął mojej talii i popchnął w stronę stołu. Usiedliśmy obok siebie i jak gdyby nigdy nic zaczęliśmy jeść niedokończony obiad. Nie miałam odwagi spojrzeć na resztę stołów, ale drugi prefekt jadł pieczeń z ogromnym uśmiechem na ustach.
Przeprowadzka do Wieży Prefektów odbyła się wieczorem. Wszystkie moje rzeczy spakowałam do walizek, a gdy skończyłam, magicznie przeniosły się do nowego miejsca. Przytuliłam mocno moją przyjaciółkę i zaczęłyśmy głośno płakać.
- Będzie mi ciebie tutaj brakować - powiedziała smutnym głosem Dorcas.
- Ja tam tylko będę spała. Przecież chodzimy razem na prawie wszystkie lekcje - rzekłam i mocniej uścisłam brunetkę. Po chwili wypuściłam ją z uścisku i wyszłam z dormitorium. Przed wejściem czekał na mnie już James, najwyraźniej podekscytowany zmianą zamieszkania. Przepuścił mnie w przejściu i ruszyliśmy w kierunku naszego nowego domu.
Wieża prefektów znajdowała się tuż obok łazienek prefektów, ale obydwa miejsca zabezpieczone były hasłem. Tylko ja i James mogliśmy do nich wejść. Dyrektor zabronił nam zdradzać hasła nieznajomym, ale nic nie mówił o przyjaciołach. Droga dłużyła mi się niemiłosiernie, ale nucenie wesołej melodii i wyśmienity humor Jamesa umilił mi drogę. Nie okłamano nas, że będziemy mieszkali w wieży. Do nowego miejsca prowadziło z parędziesiąt schodów, które myślałam, że się nigdy nie skończą. W połowie musiałam zastrzymać się na chwilę i wziąć parę oddechów, ale James nie czekał na mnie i wspinał się dalej. Dotarłam kilka minut po czarnowłosym, który obchodził całe pomieszczenie​ z ogromną ciekawością. Nowego mieszkania nie można było porównywać z dormitoriami, które niedawno zamieszkiwaliśmy. Na środku salonu były dwie duże kanapy z okrągłym stolikiem pośrodku. Obok ogromnego, gotyckiego okna miło paliło się drzewo w kominku, więc w powietrzu czuć było zapach żywicy. Na wysokich ścianach zawieszone były obrazy ze wszystkimi dyrektorami szkoły, zasłużonymi nauczycielami i sławnymi czarodziejami. Ich kolory łączyły się z czterami domami w Hogwarcie, ale gdy weszłam do swojej sypialni, była ona w stu procentach gryfońska. Pod oknem stało ogromne łóżko z czerwoną narzutą i bordowymi poduszkami. Obok niej leżały wszystkie moje walizki z ubraniami, butami i książkami. W kącie stała ogromna garderoba z licznymi szufladami. Najlepszym meblem w moim pokoju była szklana biblioteczka wypełniona do połowy opasłymi książkami. Pokój moich marzeń.
Usłyszałam z salonu dochodzące dźwięki. Otworzyłam dębowe drzwi i zobaczyłam Jamesa naprawiającego lampę, którą przed chwilą stłukł.
– Zawsze byłem niezdarą - odparł i nieśmiało się​ uśmiechnął. Próbował złożyć ozdobę, ale bezskutecznie. Machnęłam szybko różdżką i przed okularnikiem stała wysoka, zaświecona lampka. – Dzięki, zapomniałem, że mogę użyć czaru - powiedział i usiadł na wielkiej sofie. Instyktownie dosiadłam się do niego nerwowo pocierając rękami o spodnie.
– Co tam u ciebie? - zapytałam się, ale od razu uderzyłam się w myślach czoło. Durne pytanie, durna ja.
– Dobrze - powiedział z dziwnym wyrazem twarzy - podoba mi się to miejsce. Jest takie przytulne i takie... nasze. - Skończył i spojrzał w moje oczy. Były takie piękne i hipnotyzujące. Nie miałam nigdy okazji być sama na sam z Jamesem, co mnie bardzo stresowało, a coraz to bardziej pocące się dłonie nie ułatwiały mi sprawy.
– Też tak sądzę - odparłam i nastąpiła między nami niezręczna cisza. James patrzył na mnie z niepokojem wymalowanym na twarzy, a ja starałam się, aby moje policzki były mniej czerwone. – Kiedy zaczynamy korepetycje? - zapytałam się.
– Możemy od jutra, ale w sumie, mam inną sprawę do ciebie - powiedział i niespokojnie się poruszył. Zaczął grzebać w tylnej kieszeni dżinsów, aż w końcu wyjął fioletowe, małe pudełeczko. – Chciałem ci to dać na poprzednie święta, ale nie było okazji. - Skończył i położył tajemnicze coś na kanapie obok mnie. Chwyciłam wieczko, a moim oczom ukazał się piękny, srebrny wisiorek z literką "L".
– James... On jest śliczny... - mówiłam rozmarzonym głosem nie mogąc wyjść z zadziwu. – Nie powinieneś mi nic wtedy kupować, byłam okropną przyjaciółką.
– Przestań. – Przerwał mi James i chwycił mnie za ręce. – Już od dawno go miałam w swojej nocnej szafce, ale nie było okazji, aby ci go podarować - powiedział, wziął wisiorek z pudełka i zapiął mi go na szyi – noś go cały czas przy sobie, a gdybyś mnie potrzebowała, chwyć go do dłoni i pomyśl o mnie. Wtedy się pojawię - rzekł przyciszonym głosem. – Dobrej nocy Lily. – Wstał i poszedł do swojego pokoju.
Zimny prysznic odrobinę ochłodził moje ciało, ale rozmowa z Jamesem, jego prezent znowu mnie rozgrzewało. Woda leciała po włosach, twarzy, ale tego nie zauważałam. Dotknęłam mojego wisiorka, którym dziwnym trafem był ciepły. Był śliczny i tak jak James powiedział, nie zamierzałam go ściągąć ani na sekundę. Gdy wyszłam z łazienki i przebrałam się w koszulę nocną, było grubo po dwudziestej trzeciej. Nie miałam ochoty spać, więc wzięłam pierwszą lepszą książkę z biblioteki i zasiadłam do czytania. Dziwnym trafem trafiłam na jakieś mugolskie romansidło, w którym dziewczyna odrzucała chłopaka, a gdy już się w nim zakochała, on już jej nie chciał znać. Tak się zaczytałam, że nie zauważyłam, gdy na zegarze wybiła druga w nocy. Zgasiłam szybko lampę i przykryłam się miękką kołdrą. Zamknęłam oczy, a główną osobą w moim snach, był nie kto inny, jak James Potter.

Rozdział 19

Wieść, że ta słynna Lily Evans wróciła do szkoły, towarzyszyła wszystkim uczniom przez kilka dni nauki. Nie zdziwiłam się, gdy wśród pierwszych klas chodziła pogłoska o tym, że rudowłosa jest niebezpiecznym szpiegiem samego Voldemorta. Starsze roczniki w to nie wierzyły, ale nie śmiały zaczepić Evansówny, bojąc się potraktowania jakąś okropną klątwą.
Nie znałam wcześniej Lily, ale uważałam ją za rozsądną dziewczynę. Gdy usłyszałam o tym, co zrobiła, byłam naprawdę zła. Dopiero Remus wytłumaczył mi, jaką jest opiekuńczą i wspaniałomyślną osobą, tylko trafiła w złym na czasie na złego człowieka.
Pamiętam nasze pierwsze spotkanie. Siedziałam w dormitorium Dorcas i zwierzałam się jej z tajemniczych spotkań z Remusem. Wtedy ona wbiegła do pokoju cała zarumieniona i na mój widok gwałtownie się zatrzymała. Po chwili podeszła do mnie z ogromnym uśmiechem na ustach i przedstawiła się. Zamieniłyśmy tylko parę zdań, ale czułam, że naprawdę się polubimy. Dotąd nie rozmawiałyśmy; wakacje spędziłam w domu rodzinnym, z którego nie mogłam za bardzo wychodzić. Tylko nocne schadzki z Lunatykiem dawały mi odrobinę nadziei, że wszędzie tak jest i moja rodzina jest normalna.
Tym razem było podobnie; siedziałam na łóżku Dorcas i z wielką ciekawością słuchałam opowieści o najlepszej imprezie u Jamesa Pottera. Jak na zawołanie, do pokoju wparowała Lily trzymając się za serce.
– Powinni tutaj zamontować windę - wydyszała i rzuciła się na swoje łóżko. – Cześć Madison - powiedziała do mnie, jakby odrobinę speszona.
– Cześć Lily - odpowiedziałam i pokrzepiająco się uśmiechnęłam.
– Jak było w bibliotece? - spytała się Dorcas, rozczesując palcami swoje długie i gęste włosy. – Znalazłaś potrzebne ci książki?
– Znalazłam - jęknęła Lily - ale gdy tylko zobaczyłam, ile materiału muszę nadrobić, to stwierdziłam, że lepiej jak zacznę udawać chorą. Ale - dorzuciła entuzjastycznie - ktoś mi pomoże - powiedziała i zaczęła się chichotać jak mała dziewczynka, która dostała swoją wymarzoną zabawkę.
– Któż by chciał rozmawiać z przerażającą czarownicą, która służy Czarnemu Panu? - zapytała się Dorcas i mrugnęła do mnie. Wybuchnęłyśmy ogromnym śmiechem na wspomnienie tych wszystkich przerażonych min, gdy tylko Lily wchodziła do Wielkiej Sali. Ci, którzy siedzieli najbliżej niej, szybko kończyli posiłek i w podskokach wybiegali z pomieszczenia.
– Myślę, że James Potter nie boi się śmierciożerców - rzekła Lily z triumfalnym wzrokiem. Omiotła cały pokój z udawaną wyższością i zarzuciła ręce za głowę. – No co się tak patrzycie?
– Po prostu cieszymy się, że jesteś szczęśliwa - powiedziałam całkowicie szczerze i prosto z serca. Rudowłosa gwałtownie wstała ze swojego łóżka i rzuciła się na mnie mocno przytulając.
– Dziękuję ci Madison za te słowa i za to, że kiedy nie byłam przyjaciołką Dorcas, zastąpiłaś mnie. - Poczułam parę łez, które spłynęły z policzków Lily. Mocniej ją uścisnęłam i głaskałam po włosach. Zasłużyła sobie na to.
– To co, robimy babski wieczór? - przerwała Dorcas wyciągając ze swojego stolika nocnego butelkę Ognistej Whiskey.
Gdy już zamek opustoszał, a wszyscy uczniowie dawno spali, trzy dziewczyny śmiały się i chichotały z własnej głupoty. Doskonale wiedziały, że jutro mają szkołę, a bezlitosny kac nie pozwoli im stanąć na nogi. Jako że ja byłam najmłodsza, najmniej wypiłam, ale i tak czułam mocne zawroty głowy. Już nigdy więcej nie posłucham Dorcas; tylko ona mogła wymyślić taki infantylny pomysł, aby upić się w środku tygodnia. Jednak, nie mogę zaprzeczyć, że było cudownie; śmiałyśmy się, opowiadałyśmy swoje historie, gdzie niektóre z nich były naprawdę nierealne, obgadywałyśmy przystojnych chłopaków i narzekałyśmy na małą liczbę ubrań. Temat o Voldemorcie oczywiście się pojawił, który sprawił, że od razu zmarkotniałam. Nie lubiłam o tym rozmawiać, a tym bardziej okłamywać moich przyjaciół i Remusa. Moment, gdy Dorcas spytała mnie, co sądzę o tej całej sprawie wyczyszczenia świata z brudnej krwi, był najgorszym w całym moim życiu.
– No wiecie, jak to jest. W sumie, to nie wiem... - Na szczęście pukanie w okno przerwało mi w połowie zdania. Zaciekawione, podbiegłyśmy do źródła dźwięku i zobaczyłyśmy ogromną sowę na parapecie. Lily wpuściła ją do środka, a ona upuściła starannie zwiniętą kartkę papieru i wyfrunęła z pokoju.
– Co to do cholery jest? - powiedziała do siebie rudowłosa i rozwinęła rulonik. Z każdą sekundą jej oczy niebezpiecznie się poszerzały, a ręce zaczęły się delikatnie trząść.
– Daj mi to, bo nie umiesz czytać na głos. Też chcemy się dowiedzieć, co to jest - burknęła Dorcas i wyrwała przyjaciółce list z dłoni.
Droga Panno Evans.
Proszę się ubrać i natychmiast przyjść do gabinetu dyrektora. Wszystkich uczniów obowiązuje cisza nocna. Podkreślam, WSZYSTKICH, a krzyki panien Meadowes, Klett i Evans utrudniają mi zasypianie.
Nie pozdrawiam,
Minerva McGonagall.
– Mam ochotę soczyście przeklnąć, ale usłyszy to nasza opiekunka.
Lily stała w miejscu z otwartą buzią i wymalowanym przerażeniem na twarzy. Żart Dorcas nie był trafiony, co sprawiło, że rudowłosa zaczęła szlochać.
– Lily, cichutko - szepnęłam jej do ucha, delikatnie przytulając. – Powiesz, że bolał mnie brzuch i musiałyście się mną opiekować, a te głosy dobiegają z innego pokoju.
– Pierwsze dni w szkole, a ja jestem wzywana do dyrektora za hałasowanie po północy - mruknęła Lily. – Na brodę Merlina! - Uderzyła się mocno w czoło. – Czuć ode mnie alkohol na kilometr. Co ja teraz zrobię?!
– Bierzesz szlafrok i lecisz pod gabinet. Chyba wiesz, co grozi za spóźnienie - powiedziała żałośnie Dorcas i podała Lily ubranie. Uścisnęła ją mocno i popchnęła w kierunku drzwi. Evans powoli stawiała kroki lekko się chwiejąc. Obróciła się do nas z błagalnym wyrazem twarzy i zamknęła za sobą drzwi. To będzie najtrudniejsza rozmowa w historii Hogwartu. Obydwie usiadłyśmy na łóżku zmęczone i złe na siebie. Powinnyśmy być tam we trzy, a McGonagall wezwała tylko Lily. Było nam z tego powodu bardzo przykro. Nagle, moja przyjaciółka wzięła mnie za rękę tym samym zmuszając mnie do spojrzenia na nią.
– Co się dzieje, Madison? - zapytała się Dorcas mocno wpatrując mi się w oczy. Na to pytanie lekko zesztywniałam.
– A o co chodzi?
– Dobrze wiesz - odparła pobłażliwie dziewczyna. – To nie pierwszy raz, jak na dźwięk imienia Voldemorta wzdrygasz się i nie wiesz co powiedzieć.
Zaczęłam ciężej oddychać. Moje mięśnie odmówiły mi posłuszeństwa i teraz cała się trzęsłam. Nie mogłam tego zahamować, a łzy same napłynęły mi do oczu. Widząc to, Dorcas przybliżyła się do mnie i objęła mnie ramieniem. Czułam się taka bezpieczna i kochana, że chciałam się ze wszystkiego zwierzyć, ale dobrze wiedziałam, że nie mogłam. Na pewno nie teraz.
– To jest takie dziecinne... - Kłamstwo szybko wypłynęło z moich ust. Chociaż zawierało w sobie odrobinę prawdy. – Bardzo się go boję i nie chcę o tym rozmawiać.
– Nie jesteś jedyna. Kiedyś czułam obawę, ale teraz jedynie czuję nienawiść. Voldemort zniszczył moje życie. Będzie dobrze, zobaczysz - rzekła Dorcas. Chwilę pozostałyśmy w uścisku, aż nagle ktoś gwałtownie otworzył drzwi. Zszokowane i wystraszone odwróciłyśmy głowę. W progu stała Lily, która była przerażona, ale i podniecona. Popatrzyła na nas wielkimi oczami i wskoczyła na łóżko.
– Dziewczyny, to, co się stało w gabinecie Dumbledore'a. To jest chyba sen. Ja śnię - mówiła bardzo szybko i bez składu.
– Ale Lily, uspokój się. Co się stało? - spytała się Dorcas i delikatnie pogładziła gorący policzek rudowłosej.
– Dumbledore wpadł na szalony pomysł. Nie przemyślał go, a jest on kompletnie do bani.
Wraz z kolejnymi zdaniami przyjaciółki, nasze twarze wyrażały na zmianę rozbawienie, przerażenie i zdumienie. To, co wymyślił dyrektor, było tak nierealne, jak latający Slughorn na hipogryfie. Żadna z nas nie umiała zasnąć do końca tej pełnej wrażeń nocy.
Komentarze bardzo mile widziane ;)