Strony

wtorek, 19 stycznia 2016

Rozdział 2

Usiadłam razem z Dorcas przy stole Gryfonów i wsłuchałam się w przemowę dyrektora Hogwartu - Dumbledore'a.
-Moi kochani, spotykamy się tutaj po raz kolejny. Jak dobrze wiecie wstęp do Zakazanego Lasu jest... A zresztą, wiecie co można, co nie można, pierwszoroczni dowiedzą się wszystkiego od prefektów. Jestem strasznie głodny. Wcinać moi drodzy!
Po sali przeszły ciche śmiechy, ale uczniom dwa razy nie trzeba było powtarzać. Nałożyłam na swój talerz makaron z sosem serowo-brokułowym i zaczęłam pałaszować. Kątem oka widziałam mojego przyjaciela Lupina, który przyssał się do kubka, obok niego siedział Peter, który miał chyba wszystkie potrawy nałożone na talerz. Ta papka tak obrzydliwie wyglądała. Black gawędził z Dorcas, a Potter... Po prostu wolno żuł kurczaka i ani razu na mnie nie spojrzał. Zaciekawiona jego spokojem wymalowanym na twarzy wpatrywałam się w niego z kilka minut. Nagle podniósł wzrok i nasze oczy się zetknęły. Szybko spuściłam głowę i kontynuowałam kolację.
-Lily, czy... - Zaczął, ale nie zdążył, bo mu przerwałam:
-Nie, nie umówię się z Tobą na randkę, kretynie! W ogóle czemu mówisz do mnie po imieniu?! Twoja druga, miła strona się odezwała?
Na sali zapanowała cisza. Nie ma się czemu dziwić. Ja i wyżej wymieniony osobnik jesteśmy głównym tematem w Hogwarcie. W końcu Potter, razem z Blackiem, jest najprzystojniejszym uczniem w szkole, najlepszym ścigających i sama nie wiem co jeszcze. Ja jestem sławna dzięki temu, że mnie podrywa od ponad roku.
-Lily, ciszej, cała sala się na nas patrzy. Chciałem tylko, żebys podała mi sos żurawinowy - powiedział pod nosem.
Zdziwiłam się, że nie wykorzystał sytuacji i nie ośmieszył mnie przed całą salą. Zawsze robił tak, że w takich sytuacjach mówiłby najgłośniej na świecie, żeby każdy na tej Sali go usłyszał.
-Dobrze, Potter.


Leżałam w końcu na moim łóżku. Dorcas już dawno spała, a ja myślałam o tym czarnym łbie. O co mu chodzi? Rok temu cały czas się pytał o randki, a teraz o sos żurawinowy? Nie, że tęsknię za tym czy coś, ale to nie jest podobne do słynnego Jamesa Pottera. I to w jaki sposób się do mnie zwraca... Lily. Nigdy, przenigdy nie powiedział do mnie w ten sposób. Nie, to musi być głupi sen. Jutro na pewno wszystko się zmieni i powróci stary James. Tak, jutro wszystko wróci do normy.
Czy ja powiedziałam 'James'? Chyba mam gorączkę.


Nazajutrz, obudziłam się o 6. Dosyć wcześnie, ale wiedziałam, że na pewno nie zasnę. Nie muszę iść jeszcze się przygotowywać, bo do śniadania miałam dwie godziny. Nie jestem jak Dorcas, która potrzebuje 30 minut do wyszykowania się. Ja tylko ubieram coś wygodnego, myję zęby i spinam włosy. Czasem rozpuszczę, ale uważam, że kucyk lub kok są wygodniejsze. Po cichu zeszłam do Pokoju Wspólnego. W kominku przyjemnie palił się ogień, a kanapa naprzeciwko była wolna, więc szybko zajęłam swoje miejsce. O tak, tu jest mój prawdziwy dom. Dosyć szybko dosiadł się do mnie jeden z Huncwotów. Stety czy niestety, zaczęliśmy rozmawiać.
-Witaj Lily. Co tak wcześnie wstałaś?
-Ach, Remusie. Dobrze wiesz, że nie lubię długo spać, bo marnuje się dzień. Dziwię się tylko, dlaczego ty już jesteś na nogach?
-Jakoś tak. Nie umiałem spać. Miałem nadzieję, że tu będziesz, chcę z tobą porozmawiać. Martwię się o ciebie i nie tylko ja. Peter, Syriusz, James także.
No nie, znowu się zaczyna.
-Proszę Cię, Remusie, oni i się martwić o mnie? Rozumiem ty czy Peter, ale nie wmówisz mi, że tamci się o mnie martwią. Ale nie ważne. O co się martwisz? Przecież wszystko w porządku. - o co mu mogło chodzić?
-Mnie nie okłamiesz. W pociągu nie płakałaś ze szczęścia. Mnie nie oszukasz. James też się zorientował. Powiedz mi o co chodziło.
Zastanawiałam się, czy nie zwierzyć mu się z mojej wakacyjnej "przygody". W końcu, jest moim przyjacielem.
-Remus, masz rację, nic się przed Tobą nie ukryje.
-Przed Jamesem też - wtrącił szybko.
-Ale... - nie zwróciłam uwagi na ten komentarz - nie chcę o tym na razie rozmawiać. Obiecuję, że w najbliższym czasie wszystko ci opowiem, ale potrzebuję czasu. Zgoda?
-Zgoda.
Reszta czasu zleciała nam na rozmawianiu o nauce, o przyszłości, o Voldemorcie, o strasznych rzeczach, które przytrafiają się mugolom i mugolakom. Szybko dobiła siódma na zegarze, a to znak, że trzeba ruszyć się zebrać i pójść na śniadanie a potem na lekcje. Wróciłam do dormitorium i zaczęłam się ubierać, myć i pakować podręczniki. Coś czułam, że ten dzień będzie inny niż zwykle.

-Lily, wiesz co się stanie jeśli dodam sproszkowany róg jednorożca do ślazu? - zapytała się moja przyjaciółka w Pokoju Wspólnym. Dopiero zaczął się rok szkolny, a nauczyciele zadali nam dwa wypracowania.
-Ja wiem, mogę Ci pomóc, Meadowes. - Usłyszałam ciepły głos Blacka.
-No okej, nie chcę już tak zamęczać naszą Lilkę. - Pokazała mi język i zaczęła pracować z Blackiem.
Wypracowania robiłam do późna. Nawet nie wiem kiedy wszyscy poszli do dormitoriów. Tylko został jeden człowiek w Pokoju Wspólnym.
-I jak Lily, skończyłaś? Okropni są ci nauczyciele. Dopiero pierwszy dzień szkoły jest, a oni zadali nam dwa wypracowania. I obydwa na trzy stopy - zagadnął po czym uśmiechnął się do mnie.
-Tak, masz rację, ale myślę, że okropniejszy jesteś ty, Potter.
-Lily, może skończymy już te gierki? Nie chce się więcej z tobą kłócić. Może zaczniemy wszystko od początku? - wyciągnął do mnie dłoń i powiedział - A tak w ogóle to mam na imię James, Lily.
Chyba się przesłyszałam, przez moment chciałam podać mu dłoń, ale nie jestem taka naiwna.
-Chyba śnisz, Potter. I ja mam Ci uwierzyć? Po całym roku ośmieszenia mnie na forum szkoły? Faceci są do bani. Weź, odczep się ode mnie. Co ja Ci takiego zrobiłam?
-Nic. Tylko mnie zauroczyłaś. - Znacznie się do mnie przybliżył, a następnie delikatnie pocałował w policzek. Nie wiedziałam co się przed chwilą stało, ale w jednej sekundzie moja dłoń już widniała na jego policzku.
-Co ty robisz, na Merlina?! Pozwoliłam Ci? Nie możesz sobie mnie tak bezkarnie całować. I co, może jeszcze chciałbyś mnie zgwałcić, tak jak Snape?! - za późno ugryzłam się w język. Co ja najlepszego zrobiłam. Nawet Remusowi o tym nie powiedziałam. Momentalnie się rozpłakałam z bezsilności. Poczułam, jak czyjeś silne ramiona obejmują mnie. Przez chwilę było mi przyjemnie, potrzebowałam tego, ale szybko się opamiętałam.
-Potter, łapy przy sobie! Nie wyraziłam się jasno?! Ugr, jesteś okropny. Nienawidzę Cię!
Szybko wbiegłam do dormitorium i wpadłam do łazienki. Nie wiem ile tam szlochałam, ale po kilku minutach do pomieszczenia weszła Dorcas i mnie przytuliła. Po prostu, bez żadnych pytań mnie przytuliła. I za to ją kocham, że po prostu jest. Po paru albo może kilkunastu minutach płakania, postanowiłam wyjaśnić wszystko mojej przyjaciółce. Opowiedziałam jej wszystko ze szczegółami, na co ona odparła:
-Przesadziłaś, Lily. On chciał tylko Ci pomóc. A pocałunek w policzek to nie pocałunek. Nie rób z igły widły. A tak w ogóle, on się zmienił. Naprawdę.
Nie wiedziałam, czy mam się śmiać czy znowu zacząć płakać. Chyba się przesłyszałam.
-Moja przyjaciółka przeciwko mnie? Czemu go bronisz?
-No sory Lily, ale oskarżanie go o gwałt było nie na miejscu. Ja bym się na Ciebie obraziła i nigdy się już nie odezwała. Porównałaś go do Snape'a. Do Ślizgona. To jest cios poniżej pasa - odpowiedziała Meadowes. Może miała rację, przesadziłam, ale to nie powód, żeby wspierać jego, a nie mnie.
-Dobra, może masz rację, ale czemu jesteś po jego stronie, a nie po mojej? Jaka z ciebie przyjaciółka?!
-Wiesz co Lily. Jesteś ślepa. Bardzo, bardzo ślepa. Nie widzisz jak James się zmienił. I będziesz tego żałować. Idę spać, dobranoc.
-I bardzo dobrze! Idź sobie spać. Ja już nie zamierzam z Tobą rozmawiać!
Przez następny dzień nie odzywałam się do Meadowes i unikałam Huncwotów. Tak, wszystkich unikałam. Właściwie trwało to tydzień, a nie jeden dzień. Było mi ciężko, ale cóż, ja pierwsza Dorcas nie przeproszę. Szłam prędko korytarzami zamku, aż nagle usłyszałam kroki. Obróciłam głowę i na końcu korytarza zobaczyłam jego. Nie miałam szans na ucieczkę. Błagałam w duchu, żeby sobie poszedł dalej. Ale on pewnym krokiem ruszył wprost na mnie.

wtorek, 12 stycznia 2016

Rozdział 1

- Zostaw mnie, ty szlamo!
To zdanie słyszałam w mojej głowie przez całe wakacje. Nie sądziłam, że jedno słowo może tak boleć. Dziwne, bo wiele razy Ślizgoni mnie tak nazywali, ale w jego ustach... W jego ustach brzmiało to tak okropnie, obrzydliwie; jakby to była moja wina, że jestem mugolakiem.
Od tamtego momentu Severus zniknął z mojego życia. Nie mam już przyjaciela. Od początku roku działo się z nim coś nie dobrego: stał się inny, tajemniczy. Nie miał już tyle czasu dla mnie, chociaż nie dziwie mu się - miał nowych, podejrzanych kumpli. Nigdy bym nie przypuściła, że tak się do mnie zwróci. Tyle razy mnie zapewniał, że pochodzenie nie jest dla niego ważne.
Za tydzień wracam do mojego drugiego domu - Hogwartu. Zaczynam 6 klasę, a po niej tylko rok nauki i czas ruszyć przed siebie. Szczerze, to nie wiążę mojej przyszłości ze światem mojej rodziny, ale właśnie z magią. Nie wyobrażam sobie, że nie jestem czarownicą, że nie posiadam różdżki. Chociaż z drugiej strony, może miałabym siostrę. Kocham Petunię z całego serca, ale co mam zrobić, jeżeli ona nie akceptuje mnie taką, jaką jestem. Bardzo mi jej brakuje, ale na szczęście mam mamę, która mnie wspiera. Niestety, oddalamy się od siebie. Niby mam rodzinę, ale czuję, że nie do końca jestem zrozumiana. Moje miejsce jest tam, gdzie ludzie korespondują ze sobą za pomocą sów, a jako największy skarb nie uznają pieniędzy czy dużego domu, ale różdżkę. O tak, różdżka dla czarodzieja jest... Nawet nie da się tego opisać.
Nagle, słuszę pukanie do drzwi.
- Proszę!
- Mogę córciu? - delikatne dłonie otworzyły drzwi i do pokoju weszła moja mama. Mary Evans była niską, rudowłosą kobietą, którą kochałam nad życie. To właśnie po niej odziedziczyłam kolor włosów, jedynie zielone oczy podobno mam po tacie. - Jak się czujesz? Nie wyszłaś od rana ze swojego pokoju, a jest już południe. Pomogłabyś mi w ugotowaniu obiadu? Za niedługo jedziesz i nie będę cię widzieć przez długi rok, muszę się tobą nacieszyć.
- Oczywiście, mamo, już schodzę. Tylko się przebiorę.
Po tych słowach Mary Evans wyszła z pokoju cicho zamykając drzwi. Smętnie zwlokłam się z łóżka i wciągnęłam jakieś spodenki i bluzkę. Przechodząc obok pokoju mojej siostry usłyszałam bardzo ładną piosenkę. Chciałam już wejść i pochwalić za gust muzyczny, ale przypomniałam sobie, że Petunia mnie nienawidzi.
Weszłam do kuchni i cicho usiadłam na krzesełku. Mama mnie z początku nie zauważyła, ale w końcu gotowanie to jej pasja, miała prawo bujać w obłokach. Po chwili odwróciła się i na jej twarzy pojawił się przepiękny, szczery uśmiech. W takim momentach waham się, czy nie lepiej byłoby nie dowiedzieć się o Hogwarcie czy o magii, w końcu mam wspaniałą matkę i siostra by mnie akceptowała. Ale ta myśl szybko się ulatnia, bo kocham magiczny świat. Tam jest moje miejsce. Nigdzie indziej nie czuję tak lekko i przyjemnie.
- Pomożesz mi, czy będziesz tak siedzieć i się wpatrywać we mnie? - powiedziała z uśmiechem moja rodzicielka.
- Jasne, co mam zrobić?
- Pokrój marchewkę, pietruszkę i pomidory, potem wrzuć do garnka. Zrobimy twoją ulubioną zupę pomidorową, co ty na to?
- Cieszę się niezmiernie, mamo. - Nie chciałam sprawić jej przykrości, ale w Wielkiej Sali w Hogwarcie jadłam takie potrawy, że po 5 latach hogwarckich smakołyków zwykła pomidorowa nie robiła na mnie większego wrażenia, ale nie powiedziałam mamie nic, bo wiem, że byłoby jej przykro.
Po chwili do kuchni weszła moja siostra, popatrzyła na mnie z pogardą i zwróciła się do mnie chyba po raz trzeci przez te wakacje:
- Kiedy wyjeżdżasz dziwolągu? Bo wiesz, chciałabym zaprosić moje NORMALNE koleżanki do siebie, ale boję się, że je wystraszysz. - Oczywiście, powiedziała z naciskiem na słowo normalne, żeby mi uświadomić, że dalej mnie nienawidzi.
- Nie martw się, za tydzień mnie tu nie będzie. Mamo, nic nie mów, już się przyzwyczaiłam. Wychodzę na spacer, wrócę na obiad. - Po czym wyszłam trzaskając drzwiami.
Dlaczego Petunia mnie tak traktuje? Tak chciałabym wziąć ją na chwilę do mojego świata, pokazać jej Pokątną, Hogwart, ale brzydzi się mną i magicznymi rzeczami. To bardzo boli.


Chodziłam bez celu po mieście. Weszłam w jakąś małą, pustą uliczkę i miałam nadzieję, że nic nie zakłóci mojego spokoju, aż pojawił się ON.
Po prostu stał kilka metrów przede mną i perfidnie patrzył się. Nie zastanawiając się, odwróciłam się i szybko chciałam stamtąd uciec, ale zdążył chwycić moją rękę i odwrócić mnie w swoją stronę. Napotkałam jego czarne, przepełnione smutkiem oczy, ale osoba taka jak Severus Snape dla mnie nie istniała. Otwierał usta, ale wyrwałam rękę z jego uścisku i uderzyłam go w policzek i zdołałam tylko wysyczeć:
- Łapy przy sobie śmierciojadku! Nie dotykaj mnie, rozumiesz? Brzydzę się tobą i twoim Voldemortem i twoją czystością krwi. Jak w ogóle śmiesz mnie zaczepiać?! Czego chcesz?! Wybaczenia? Dobre sobie, nigdy Ci nie wyba...
Nie zdążyłam dokończyć, bo popchnął mnie na mur i zaczął gwałtownie całować. Krzyczałam, żeby przestał, próbowałam się bronić, ale Severus był silniejszy. Po chwili rozerwał kawałek mojej bluzki i zaczął niebezpiecznie mnie dotykać.
A jak mnie zgwałci? Nie, to niemożliwe, to mój przyjaciel - pomyślałam, ale zorientowałam się, że to już nie jest chłopiec, którego spotkałam pod drzewem sześć lat temu. Musiałam się bronić. Nie zastanawiałam się długo nad tym czy będzie go bolało, kopnęłam go mocno i uciekłam, nie oglądając się za sobą. Wbiegłam do domu, rzuciłam się na łóżku i zaczęłam płakać.


Stałam przed gołą ścianą między peronem 9 i 10. Przy mnie stała moja rodzicielka z łzami w oczach. Przytuliłam ją mocno i ruszyłam wprost na ścianę. Po chwili zobaczyłam ogromny, czerwony pociąg. Tak, to był mój pociąg do mojego Hogwartu. Znowu jechałam tam na kolejny wspaniały rok uczyć się transmutować i warzyć eliksiry. Jednym słowem - kochałam Hogwart. Nagle od tyłu przytuliła mnie pewna osóbka. Doskonale wiedziałam, kim jest. Obróciłam się i zobaczyłam Dorcas Meadowes, moją Dorcas Meadowes.
- No Lila, wyładniałaś podczas tych wakacji. Ale tylko trochę, moja ty ropucho! - Poczułam jej delikatne usta na moim policzku.
- Ojj, Meadowes, skończ już mi tak słodzić. Lepiej mi powiedz jak Ci wakacje minęły?
- Nie teraz Lily, chyba mamy gości... Obróć się.
Zrobiłam, to co mi powiedziała przyjaciółka i zobaczyłam ICH. Czwórka najbardziej uciążliwych, nieznośnych, okropnych chłopaków (może oprócz Remusa i Petera), ale pozostali dwaj - Potter i Black. Ugr, okropni, zadufani w sobie kretyni. Potter ugania się za mną jakoś od 5 klasy, a Black wkurza mnie samym swoim uśmieszkiem. Czekałam, aż ten palant coś powie durnego, ale usłyszałam:
- Witaj Lily. Cześć Dorcas.
- Cześć Evans, Meadowes. Co tam? - zapytał się uprzejmie Black.
Otworzyłam ze zdumienia usta, bo nigdy Potter nie powiedział do mnie po imieniu. Zawsze tylko 'Evans', a przed chwilą wymówił moje imię tak jakby... Z czułością? Nie, to niemożliwe. Potter nigdy nie był dla mnie miły. Robi sobie żarty. Tak samo jak Black.
- Darujcie sobie te gierki. Chodź, Dorcas.
Zajęłyśmy pusty przedział i zamknęłam na chwilę oczy. Faceci są tacy dziwni. Najpierw Severus, a teraz Potter. W tamtej chwili poczułam, że muszę się komuś zwierzyć z moich problemów.
- Dorcas, muszę Ci coś powiedzieć, bo nie wiem czy sama sobie dam z tym radę. - Pomimo, że Dorcas czasem była chamska i sarkastyczna, to jest wspaniałą przyjaciółką. Zawsze umie mnie pocieszyć. Doskonale wie, kiedy ma milczeć i nie przerywać mi. Opowiedziałam jej o Severusie, o tym co prawie mi zrobił. Gdy skończyłam, miałam łzy w oczach. Natychmiast Meadowes przytuliła mnie i mówiła czułe słówka.
- Liluś, skarbie, wszystko będzie dobrze. Nie pozwolę, żeby ktokolwiek Ciebie skrzywdził. Nie martw się tym idiotą, ja i Huncwoci się nim zajmiemy.
W tym momencie weszli właśnie do przedziału czterech, najlepszych przyjaciół.
- Cześć, możemy się przysiąść? Lily? Co jest? - Remus odezwał się ciepłym, ale zmartwionym głosem.
- Lily, wszystko dobrze? - głos Jamesa był pełen przerażenia.
- Nic. Wszystko dobrze, tylko po prostu się stęskniłam za tą okropną jędzą. - Po czym się zaśmiałam nieco sztucznym śmiechem, ale Huncwoci nic nie zauważyli. Dorcas rzuciła mi karcące spojrzenie Czemu im nie powiedziałaś? Nieźle by dopiekli SmarkowiAle ja nie chciałam żadnych bójek z mojej winy. Huncwoci się przysiadli, ale tym razem Rogacz nie usiadł obok mnie tak jak zwykle, tylko naprzeciwko. Dziwne. Resztę drogi do Hogwartu spędziłam przyglądając się mijającym drzewom. Czułam na sobie wzrok orzechowych oczu osobnika siedzącego przede mną, który mówił: Wiem, że kłamiesz. Mi możesz powiedzieć. Ignorowałam go, bo w końcu to on mi truł życie przez rok. Chyba nagle się nie zmienił, prawda?

Prolog

Wysiadła z czerwonego pociągu po raz ostatni. Wyprostowała się i poprawiła granatową spódnicę. Założyła niesforny kosmyk rudych włosów za ucho. Trzymała w dłoni swoją walizkę wypełnioną jej rzeczami z pokoju. Spojrzała na peron przepełniony rodzicami, którzy czekali na swoje dzieci wracające z Hogwartu. Poczuła lekkie ukłucie w sercu. Następnym razem zobaczy to miejsce wtedy, kiedy sama będzie odprowadzać swoje dziecko na pociąg.

Rozejrzała się w poszukiwaniu znanej jej twarzy. Zauważyła uśmiechniętą, rumianą buzię jej najlepszej przyjaciółki Dorcas. Wiele razem przeszły i czeka je jeszcze długie życie pełne zlotów i upadków. Dziewczyny złapały kontakt wzrokowy i przepychając się w tłumie, dobiegły do siebie zamykając się w silnym uścisku. Tyle im wystarczyło.

Dalej zauważyła cztery postacie, od których emanowała energia i na sam ich widok człowiekowi było weselej na duchu. Owi chłopcy to słynni Huncwoci, znani w całej szkole z żartów, ale także odwagi, bohaterstwa, inteligencji. Nikt ich nie mógł rozłączyć, żyli ze sobą w symbiozie, byli wzorem przyjaźni na dobre i na złe. Gdy chłopcy spojrzeli na znane im dziewczyny, uśmiechnęli się od ucha do ucha i ruszyli w ich kierunku. Utworzyli duże koło i zaczęli ze sobą rozmawiać. Nie zauważyli mijających ich uczniów, szczęśliwych rodziców. Byli tylko oni, a cały świat się nie liczył.

Dla Lily istniał tylko on. Stał przed nią i opierał się o Blacka. Trzymał ręce w kieszeni i krzywo się uśmiechał. Obserwowała każdy ruch mięśni na jego twarzy, najmniejsze drżenie ust, aż w końcu natrafiła na oczy. Duże, orzechowe, pełne miłości. Chciałaby, żeby patrzył tak tylko na nią, ale niestety myliła się. Obdarzał tym spojrzeniem każdego ze swoich przyjaciół i utwierdzał ich w przekonaniu, że są dla niego bardzo ważni. W końcu skierował wzrok na nią. Uśmiechnął się delikatnie, po czym położył dłoń na ramieniu Remusa dając wszystkim do zrozumienia, że czas do domu.

Zostali na peronie tylko w szóstkę, ale im to nie przeszkadzało. Chcieli jeszcze przez chwilę pozostać bandą zwariowanych nastolatków. Gdy przekroczą próg magicznej barierki, staną się dorosłymi, odpowiedzialnymi czarodziejami, których czeka szara rzeczywistość. Trzeba znaleźć pracę, założyć rodzinę, a oprócz tego walczyć z tym co złe. Dobrze wiedzą, że gdy tylko opuszczą peron, staną przed największym czarnoksiężnikiem wszechczasów - Voldemortem. Nie chcieli tego. Nie chcieli stać się dorosłymi.

Gdy zauważyła plecy swoich przyjaciół, ocknęła się. Delikatnie złapała dłoń Jamesa. Chłopak obrócił się i zobaczyła w jego oczach to, czego tak bardzo nie chciała. Miłość, ale nie taką, jaką ona pragnęła. Kochał ją jak przyjaciółkę. Za długo go raniła, aby nadal czuł do niej to, co ona do niego. A była pewna, że tak było. Wiedziała, że kochał ją nad życie i był w stanie poświęcić dla niej wszystko. Ona zrozumiała to w chwili, gdy on zrezygnował. Nie miał siły dalej cierpieć, bo zdał sobie sprawę z tego, że jego kobieta życia nigdy go nie pokocha.
Lily patrzyła, jak jej jedyna prawdziwa miłość powoli kieruje się do wyjścia z peronu 9 i 3/4. Razem z nim odchodziło krwawiące serce dziewczyny. On sam miał duszę rozdartą na strzępy. Ale ona już nic nie mogła zrobić.