Strony

wtorek, 5 czerwca 2018

Rozdział 23

Ostatnia noc była ciekawym doświadczeniem. Po wyznaniu Syriusza na temat Lily i naszych podejrzeniach, oczekiwałem wręcz bezsennych godzin. Przygotowany byłem na dręczące wizje dotyczące rudowłosej, rozdarcie wewnętrzne i myślenie o najbliższej przyszłości. Od razu po tym, jak zostawiłem w salonie Łapę, zasnąłem. Po prostu zamknąłem oczy, odsunąłem od swojego umysłu wszystkie myśli, które pchały mi się do najmniejszych zakamarków głowy. Sen przyszedł szybciej niż sobie to mogłem wyobrazić. Był on zdumiewająco spokojny i przyjemny. Przedstawiał on różne sceny z mojego życia, od poznania Syriusza i reszty chłopaków, po pierwszy wygrany mecz w quidditcha. Przypomniał on najlepsze wydarzenia, które mi się przytrafiły. Nie pojawiła się w nim ani razu Lily czy chociażby niewielka wzmianka o niej. Wtedy, po raz pierwszy przeszła mi myśl, że być może wspólne życie z rudowłosą dziewczyną nie jest mi pisane. Tyle w życiu osiągnąłem, zyskałem, posiadłem. Ona także, jest bez dwóch zdań najlepszą czarownicą na naszym roku. Żyje nam się dobrze tak, jak jest teraz. Osobno. Nie zmienia to faktu, iż jest moją przyjaciółką o którą się martwię. Nie było wątpliwości, że zajmę się tą dziwną sprawą z Mulciberem, a jeśli kombinuje coś, gorzko tego pożałuje.
Z nadejściem poranku ciężko i niechętnie otworzyłem oczy. Koc leżał na podłodze przykrywając stos opasłych, skórzanych ksiąg i parę pożółkłych pergaminów. Spojrzałem na swoje ciało, które było pokryte gęsią skórką. Podszedłem do lustra i zobaczyłem wysportowanego, ale wychudzonego po twarzy chłopaka, który drżał od zimna. Stara, czarna koszulka sięgała do bioder, a granatowe szorty w kratkę były stosunkowo nowe, ale nie lubiłem ich. Dostałem je rok temu na Boże Narodzenie od rodziców. Przypominały mi starszych mężczyzn, którzy przechadzali się w nich po ulicach Londynu i dokarmiali szare gołębie. Mugole wiedli takie spokojne i beztroskie życie, bez strachu przed nadchodzącym jutrem. Chciałbym jeden, jedyny raz poczuć się jak oni i zamartwiać się takimi rzeczami, jak spóźniony autobus czy przypalona zupa. Spojrzałem jeszcze raz na stojącą przede mną postać i ruszyłem do łazienki. Chłodny prysznic zmył wszystkie obawy i marzenia, a zastąpił na pozytywne nastawienie na dzisiejszy dzień.
Wyszedłem do dużego salonu z torbą naładowaną książkami. Na kanapie chrapał Syriusz z huraganem na włosach. Zrzuciłem go na podłogę, po czym rzuciłem się w kierunku Wielkiej Sali. Miałem przed nim kilkuminutową przewagę, bo zanim Łapa doprowadzi się do stanu używalności będę już przed jadalnią. Przy stole Gryfonów siedziało już większość uczniów. W tłumie wypatrzyłem niekompletną grupę moich przyjaciół. Usiadłem obok Petera i młodszej o rok dziewczyny. Wziąłem rogalika i nalałem sobie soku. Przede mną siedziała Lily z Dorcas, które cały czas ze sobą szeptały i zerkały nerwowo na stół Ślizgonów. Obok nich z taką samą miną Remus patrzył się na Madison. Glizdogon natomiast zajął się posiłkiem, ale kątem oka widziałem, że ukradkiem patrzył na siedzącą przed nim Meadowes. Nigdy się nam nie zwierzał, ale domyślałem się, że skrycie się w niej podkochuje. Na mnie natomiast nikt nie zwrócił uwagi, dopóki nie rozlałem szklanki z napojem.
- James! Uważaj trochę! Skup się na jedzeniu, a nie myślisz o niebieskich migdałach – powiedziała Dorcas z lekkim wyrzutem sumienia. Reszta nastolatków poparło czarnowłosą kiwaniem głów.
- To nie ja patrzę na stół ślizgoński ani na ładne dziewczyny naprzeciw mnie. – Od razu wszyscy się wyprostowali i spuścili wzrok na swoje talerze. Lily miała mocne rumieńce na policzkach, ale ani ona, ani żaden z moich przyjaciół nie spojrzeli się na siebie do końca śniadania. Wychodząc z Wielkiej Sali minął nas Syriusz z miną wściekłego psa mrucząc pod nosem wyzwiska i przekleństwa. Porwał ze stołu ciepłą bułkę z serem i dołączył do nas.
Lekcje minęły zdumiewająco szybko. Uczniowie ostatniej klasy zaczęli odczuwać nieprzyjemny oddech egzaminów na szyi. Większość wzięła się za naukę już teraz. Wrzesień powoli zmierzał ku końcowi, a termin owutemów zbliżał się nieuchronnie. Nie dziwiłem się, że potocznie nazywano je Okropnie Wyczerpującymi Testami Magicznymi. Tyle materiału w tak krótkim czasie – było to niewykonalne. Coraz częstszym widokiem byli siedzący uczniowie z książkami po skończonych zajęciach. Od wyniku egzaminów zależał poziom naszego przyszłego życia. Na szczęście, jutro była tak długo wyczekiwana sobota, a to oznacza wolny, piątkowy wieczór. Siedziałem razem z chłopakami w moim dawnym pokoju spędzając czas na żartach i śmianiu się. Po godzinie dołączyły nas Lily, Dorcas i Madison, które znudzone siedziały na łóżku Petera.
- Co to za miny, drogie panie – zagadał Syriusz, zajmując miejsce obok Dorcas. Ściśnięci w piątkę zabawnie wyglądali: udawali, że jest im bardzo wygodnie, ale ich zniesmaczone miny mówiły coś innego. Długo nie wytrzymali, bo parę sekund później blondynka spadła na podłogę z głośnym hukiem. Remus rzucił się do ukochanej z wyciągniętą ręką. Usiedli na kanapie w kącie cicho ze sobą rozmawiając. Zmęczona i zaniepokojona twarz Madison tak bardzo różniła się od wesołej i uśmiechniętej przed wakacjami. Identycznie wyglądała Lily, która z zacięciem obserwowała swoje skarpetki w kwiatki. Syriusz, czując grobową atmosferę wiszącą w powietrzu, wyczarował niebieską, włochatą kulkę, która wlatywała pod bluzki i gilgotała sprawiając, że dziewczyny wybuchnęły szczerym i donośnym śmiechem.
- Tak już lepiej – rzekł Syriusz z zadowoloną miną. Kazał swojemu nowemu przyjacielowi napaść na Petera, na co ten spadł z łóżka i turlał się ze śmiechu na podłodze.
- Co tam u Anastazji? – spytała się Dorcas. – Nie mówicie co u niej słychać, ani czy pisze listy – powiedziała Dorcas oskarżycielskim tonem.
- Anastazja tylko pisze do swojego Rogosia - ukochasia. Nie dzieli się ze mną korespondencją – rzekł Syriusz, spuszczając na dół głowę.
- Syriusz – powiedziałem mocniejszym głosem – czy mam napisać do wyżej wymienionej dziewczyny z informacją, że sobie ze mnie i z niej żartujesz? – Zyskałem taki efekt, jaki chciałem. Syriusz otworzył szeroko usta i pokiwał głową.
- Stary, nie zrobisz mi tego – rzekł, dalej będąc sinym po twarzy. – Mogę ją sobie kiedyś pożyczyć? – zapytał, ale od razu pożałował tego. Zasłonił twarz rękami w geście obrony i czekał na atak z mojej strony. Pokiwałem głową i sarkastycznie się zaśmiałem.
- Dobrze wiesz, że nie można startować do siostry, matki i dziewczyny kumpla – odparłem i obserwowałem zdziwioną minę przyjaciela. Poczuł się urażony tą odpowiedzią, bo wróciły mu rumieńce na policzkach, a ręce oparł na biodra. Po chwili jednak głośno się śmialiśmy. Przez łzy zauważyłem, jak Lily niespokojnie poruszyła się. Jej twarz wyrażała nieznane mi dotąd emocje. Jakby złość, żal i ból pomieszane w jedno. Nigdy wcześniej nie widziałem w takim stanie przyjaciółki. Reszta wieczoru minęła spokojnie i w przezabawnej atmosferze. Tylko Lily była bardzo cicho, od czasu do czasu się odzywając.
- Wiecie co – przerwała rudowłosa – jestem dosyć zmęczona. Pójdę już się położyć – rzekła i powoli wstała.
- Też już pójdę – powiedziałem i stanąłem na nogi. Lily popatrzyła się na mnie swoimi zielonymi, przenikliwymi oczami i smutno się uśmiechnęła. Szybko pożegnaliśmy się z przyjaciółmi i ramię w ramię wyszliśmy z Pokoju Wspólnego Gryfonów.
Było dosyć późno na nocne, samotne wędrówki po zamku. Skórzany, czarny zegarek po dziadku wskazywał północ. Postacie na obrazach cicho pochrapywały, a my niepostrzeżenie mijaliśmy kolejne długie, niekończące się korytarze. Wieża Prefektów stała się moim drugim ulubionym miejscem w Hogwarcie. Nie przebije, jak na razie, domku Hagdrida i Zakazanego Lasu. Stojąc tak nieruchomo przed Lily uświadomiłem sobie, co mogło się jej stać zeszłej nocy. Gdyby nie Syriusz, nie wiadomo jakby z tego wyszła. Ona także nieśmiało spoglądała na mnie, jakby chcąc coś powiedzieć.
- Miło dzisiaj było. – Zaczęła, ale nie wiedziała, jak dalej pociągnąć temat. – Po takim wysiłku na lekcjach można zwariować – powiedziała, po czym smutno się zaśmiała. Miałem wrażenie, że coś jest nie tak.
- Lily, coś się stało? Od rana jesteś jakaś inna... - rzekłem, podchodząc do niej. Chciałem ją przytulić lub objąć, cokolwiek, ale tego nie zrobiłem. Ona patrzyła się na mnie niedowierzającym wzrokiem i pokiwała przecząco głową. Cofnęła się i ruszyła do swojej sypialni. Chwyciłem ją za drobną dłoń i zatrzymałem.
- Nie zrozumiesz tego, James – powiedziała, odwracając się do mnie. – Jest to tak skomplikowane, że sama nie umiem tego pojąć – odparła i wyrwała rękę z uścisku. Popatrzyła na mnie po raz ostatni tej nocy i zamknęła za sobą drzwi pokoju. Podczas szybkiego prysznicu zastanawiałem się, czy tak bardzo martwi Lily wczorajsze spotkanie z Mulciberem, czy chodzi o coś więcej. Tej nocy śnił mi się jeszcze lepszy sen niż poprzedni. Przedstawiał on nas wszystkich szczęśliwych w przyszłości, bez żadnej wojny i Voldemorta.
Wybaczcie, że tak długo nie było rozdziału. Jestem w Niemczech, gdzie opiekuję się małymi kuzynami. Sił - brak. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz