Strony

poniedziałek, 18 lipca 2016

Rozdział 12

To były najdziwniejsze urodziny jakie miałam. Spędzałam je samotnie w małym pokoju na piętrze. Od gospodarzy domu dostałam czekoladową babeczkę i na tym kończą się moje urodzinowe prezenty. Od mamy dostanę coś w wakacje, a od Dorcas i chłopaków nic nie oczekuję.
Patrzyłam na mój kawałek ciastka i gorzko się zaśmiałam. Sama doprowadziłam do stanu, że spędzam urodziny w jakimś zakładzie. Bez przyjaciół, rodziny. Nie chodzi tu o te głupie prezenty, mi ich po prostu brakuje. Nagle, do okna podleciała duża, czarna sowa z doczepionym listem. Otworzyłam okno i wpuściłam ptaka. Rozdarłam szybko list z nadzieją, że to od moich przyjaciół.
Droga Lily.
Piszę do Ciebie ten list, bo dzisiaj jest Twój dzień. Życzę Ci wszystkiego co dobre, prawdziwej miłości, odwagi w życiu, wspaniałej rodziny. Wierzę, że wszystko się ułoży i będzie jak dawniej. Twoi przyjaciele wiedzą o incydencie sylwestrowym. Myślę, że musicie ze sobą porozmawiać jak wrócisz. Jeżeli chodzi o nadrabianie materiału, za kilka dni dostaniesz wszystkie swoje podręczniki i różne przybory. Pomoże Ci to w nauce w ośrodku. Nie chcę, żebyś miała zaległości. 
Profesor Dumbledore.
Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy skończyłam czytać list. Miło, że dyrektor pamiętał. Ale nie zmienia to faktu, że dalej nie jestem gotowa na spotkanie z Dorcas i Huncwotami. Najbardziej boję się konfrontacji z Jamesem, sama nie wiem dlaczego. Jestem pewna, że gdy ich zobaczę, język ugrzęźnie mi w gardle i nic nie powiem. Chcę tu jeszcze zostać. Dobrze, że chociaż zaległości w nauce nie będę miała. Jestem samodyscyplinarna, więc z uczeniem się nie będzie problemu.
***
Zapewne gdyby wszystko było normalne, obudziłabym Lily całusem w policzek, a w ręce trzymałabym dla niej prezent. Ona by się uśmiechnęła i ze łzami w oczach dziękowała za podarunek. Po lekcjach zrobiłybyśmy sobie piknik, gdzie oczywiście nie zabrakłoby tarty jagodowej, którą Lily uwielbia. To byłby jeden z tych dni, które chciałabym zapamiętać.
Niestety, los chciał inaczej i na czas urodzin rudej przyjaciółki przeniósł ją daleko ode mnie. Nawet nie wiedziałam gdzie jest i nie mogłam wysłać listu. Tak bardzo chciałam jej powiedzieć, że tęskniłam, że wybaczam wszystkie rzeczy. Pragnęłam, aby mnie przytuliła. Po śmierci rodziców to Peter zastępował mi najbliższego przyjaciela, ale to nie to samo. Lily wiedziałaby, jak mnie pocieszyć, zrozumiałaby. Czuję, że trzydziesty stycznia będzie najdziwniejszym dniem w roku.


Mroźny luty szybko zawitał w progi Hogwartu. Było tak zimno, że nawet Syriusz z Jamesem nie wymykali się do Hogsmeade po Ognistą. Co do Blacka, zauważyłam zmianę w naszych stosunkach. Widzę to w jego zachowaniu. Przypadkiem na mnie wpada na korytarzu, proponuje spacery po Błoniach, a nie raz przyłapałam go na zerkaniu w moją stronę. Jestem pewna, że się zauroczył. Niestety, musi szybko zmienić obiekt swoich zalotów. Od śmierci rodziców postanowiłam sobie pewną rzecz i jej będę się trzymać.
Płatki śniegu chaotycznie spadały na błonia zamku. Przeciągnęłam się leniwie i usiadłam na łóżku. Spojrzałam na śpiące Lou, Jennifer i Scarlett. Dzieliłam razem z nimi dormitorium od początku szkoły, ale to z Lily złapałam wspólny język. Dziewczyny równomiernie oddychały, słodko tuląc się do poduszek. Jedno z łóżek stało puste i czekało na swoją właścicielkę.
Wstałam niechętnie z łóżka i wlokłam się do łazienki. Wzięłam zimny prysznic, zrobiłam niedbałego koka, ubrałam wygodne dresy i zeszłam do Pokoju Wspólnego. Omiotłam wzrokiem pomieszczenie i zmarszczyłam brwi. Pokój ustrojony był w czerwone wstążki, a wokół kominka rozsypane były różowe serduszka. To oznaczało jedno. Dzisiaj są walentynki. Święto zakochanych i okazja do wyznania uczucia drugiej osobie. Uśmiechnęłam się tylko na widok młodego, zawstydzonego chłopca, który wręczał walentynkę swojej koleżance i wyszłam z Pokoju. Brzuch domagał się ogromnej porcji tostów z jajkiem, więc czym prędzej ruszyłam ku Wielkiej Sali.
Jakież było moje zdziwienie, gdy ponad czterama stołami wisiały w powietrzu czerwone serduszka różnej wielkości. Gdzieniegdzie można było zauważyć amorka, który strzelał swoimi strzałami w uczniów. Zastawa i dekoracje na stole były w kolorze czerwonym, a przeróżne budynie i ciasteczka w kolorze pudrowym. Uśmiechając się pod nosem nałożyłam na talerz jajka i zaczęłam pałaszować. Po chwili, obok mnie usiadł mój najlepszy przyjaciel Peter.
- Witaj Dorcas. Co dzisiaj robisz? - mruknął i od razu rzucił się na kiełbaski.
- Szczerze, to nic - odparłam.
- Tak sobie pomyślałem, może skoczylibyśmy na kawę i ciasto do Hogsmeade? - rzekł i wcisnął całego tosta do buzi. W sumie czemu nie, dawno nie jadłam mojego ulubionego ciasta czekoladowego.
- Jasne, spędzimy trochę czasu razem. - Uśmiechnęłam się i wróciłam do śniadania. Wystraszyłam się, kiedy ktoś stanął za mną zakrył mi oczy dłonią.
- Zgadnij, kto to? - powiedział nieznajomy tuż nad moim uchem. Poznałam jego ciepły i zmysłowy głos Syriusza.
- Niech pomyślę... Filch? - Usłyszałam parsknięcie Petera i oburzenie w głosie Syriusza.
- No wiesz co? Ja tu z propozycją wyjścia na znakomite ciasto z pyszną herbatą przychodzę, a ty mnie obrażasz - jęknął, siadając ciężko obok mnie.
- Wybacz, ale idę Peterem. Spóźniłeś się odrobinkę - odparłam i z uśmiechem triumfu zrobiłam duży łyk soku pomarańczowego.
- Glizdek, odpuść Dorcas. Dzisiaj są walentynki. Masz ją na codzień - rzeknął i skierował swój błagalny wzrok w stronę Petera. Widziałam, że Glizdogon od razu się spiął i wypuścił z dłoni widelec.
- Nie ma sprawy. Pójdziemy kiedy indziej - mruknął z grymasem na twarzy i gwałtownie wstał od stołu.
- Peter, daj spokój. Umówiłam się z tobą - odparłam i promiennie się uśmiechnęłam.
- Dorcas, nie ma sprawy. Możemy w każdy inny dzień wyjść do Hogsmeade. Bawcie się dobrze - rzeknął na odchodne i ruszył ku wyjściu z Wielkiej Sali. Było mi trochę głupio, że wystawiłam Glizdka, ale w końcu sam się zgodził.
- O jedenastej będę czekał przy wyjściu piękna - powiedział Syriusz, chwycił w dłoń jabłko i także wybiegł z Sali. Przy wielkich, drewnianych drzwiach puścił mi oczko i pokazał na zegarek. Została mi ponad godzina do wyszykowania się. Dopiłam herbatę, ugryzłam jeszcze tosta i wstałam pośpiesznie kierując się do mojego dormitorium.
Ubrana w ciepły płaszcz, owinięta szalem szłam ramię w ramię obok uśmiechniętego Syriusza. Gadał jak najęty cały czas patrząc mi w oczy. Jeszcze dziwne, że się nie potknął. 
W środku Kawiarni Pani Puddifoot było bardzo przytulnie i domowo. Na okrągłych stołach w wazonie stały czerwone róże, a w kominku rozgrzewał się ogień. Syriusz odsunął krzesło i czekał aż usiądę. Zamówiliśmy po ciastku czekoladowym i zaczęliśmy rozmawiać. Syriusz zwierzył mi się z jego sytuacji z domu, a ja opowiedziałam mu o długo niewspominanych rodzicach. Godziny mijajały z zawrotną szybkością, że nawet nie zauważyłam, kiedy wybiła godzina piętnasta.
- Proponuję ci teraz spacer na zakończenie tak wspaniałego dnia jak ten - powiedział Syriusz i wstał od stolika.
Wyszliśmy z kawiarni i pierwsze co, poczułam płatki śniegu na rozgrzanych od herbaty policzkach. Syriusz chwycił mnie za rękę i zaprowadził nad małe oczko wodne. Pierwszy raz je widziałam i mogłam przysiąc, że zjawiło się ono tutaj w jakiś magiczny sposób. Pociągnął mnie na drewnianą ławkę i spojrzał głęboko w oczy.
- Dorcas, muszę coś ci wyznać - szepnął tak cicho, że musiałam się do niego przybliżyć. - Jesteś wspaniałą, przepiękną dziewczyną. W dodatku inteligentną, miłą, skromną i uroczą. Od dłuższego czasu bardzo mi się podobasz i szukałem okazji, aby z tobą spędzać czas. Pomyślałem sobie, że może jeszcze raz gdzieś wyskoczymy i coś z tego wyjdzie - powiedział na jednym tchu, a mi zrobiło się gorąco. Nie wiedziałam, że Syriusz myśli o mnie na poważnie.
- Syriuszu... - szepnęłam i spuściłam wzrok. On delikatnie podniósł moją brodę i dotknął ustami moich ust. Były takie ciepłe, a smak czekolady taki przyjemny. Przymknęłam oczy z zadowolenia i oddałam pocałunek. Po chwili jednak odepchnęłam chłopaka patrząc mu w oczy.
- Syriuszu, ja nie mogę - powiedziałam ze łzami w oczach. - Nie powinnam do tego dopuścić. Postanowiłam, że nie zwiąże się z żadnym chłopakiem, dopóki czegoś nie osiągnę - mruknęłam.
- Co chcesz osiągnąć? Ja ci mogę pomóc - odparł Black chwytając moje lodowate ręce.
- Od śmierci rodziców wzięłam się porządnie za naukę. Po szkole będę próbować moich sił jako auror. Postanowiłam, że pomszczę moją rodzinę. Nie spocznę, dopóki sama nie zabiję Voldemorta. - Oczy Blacka rozszerzyły się, a usta gwałtownie otworzył. - Będąc z tobą, rozproszyłbyś mnie, a ja muszę to zrobić. Muszę być potężniejsza od tego mordercy, a randki z tobą by mi w tym nie pomogły.
- Dorcas - szepnął Łapa drżącym głosem - rozumiem cię, ale sama Voldemorta nie zabijesz. On jest okrutny, bezlitosny. Gdy tylko nadarzy się okazja, zabije cię bez mrugnięcia okiem. Nie możesz zostać z tym sama. Pomogę ci - mruknął i przyłożył ciepłą dłoń do mojego policzka.
- Dziękuję, ale na razie nie możesz na nic liczyć z mojej strony - odparłam i wtuliłam się w jego szybko opadającą klatkę piersiową. On delikatnie głaskał mnie po głowie uspokajając moje silne drgawki.
- Wiem Dorcas. Będę czekał tak długo, aż będziesz gotowa - mruknął i mocniej przycisnął do siebie. W ten mroźny dzień Syriusz Black ocieplił moje serce. W walentynki zyskałam kolejnego bliskiego przyjaciela, który zrobi dla mnie wszystko.


Zapraszam do komentowania ;)

2 komentarze:

  1. Wybacz za spam pod rozdziałem, ale nie znalazłam miejsca, gdzie mogłabym to napisać :)
    Witaj! Mam do Ciebie pytanie. Czy jesteś usatysfakcjonowana swoim blogiem? Czy jesteś zadowolona ze WSZYSTKICH jego aspektów? Wyświetleń? Komentarzy? Na swoim przykładzie wiem jak trudno pogodzić się z brakiem odzewu od czytelników (czego, mam nadzieję, nie doświadczasz). Mam dla Ciebie propozycję- zgłoś się do Stowarzyszenia blogów z Harry'ego Pottera i podnieś prawdopodobieństwo zobaczenia Twojego bloga. Uważam, że warto, więc naprawdę bardzo serdecznie zapraszam :)

    BellatriX

    http://stowarzyszenie-harryegopottera.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, ale już od dłuższego czasu należę do tego stowarzyszenia ;)

      Usuń