Strony

wtorek, 7 czerwca 2016

Rozdział 8

W Dolinie Godryka święta zawsze były nadzwyczajne. Gdy zapadał zmrok, we wszystkich oknach paliły się lampiony, a mieszkańcy wychodzili na ulicę, by złożyć sobie życzenia. Słychać wtedy było pełno rozmów, a szczere uśmiechy nie schodziły z twarzy. I starzy, i młodzi zamykali się w gorącym uścisku. Była to okazja, aby się zbliżyć i na chwilę ze sobą porozmawiać. Każda z tamtych osób czuła się bezpiecznie we własnych gronie. 

Razem z Syriuszem wyszliśmy jak zawsze na ulicę, jednak nikogo nie było. Wszyscy sąsiedzi siedzieli w domach, a w oknach nie paliły się świece. Zrezygnowani ze spuszczonymi głowami wróciliśmy do domu. W progu stała mama z delikatnym uśmiechem. 

- Czemu nikt nie wyszedł mamo? - spytałem się. - To była tradycja w Dolinie. Zawsze sobie składaliśmy życzenia. 

- James, wiesz jakie nastąpiły czasy. Każdy obawia się ataku Voldemorta. Pamiętaj, że już nigdzie nie jest bezpiecznie - po tych słowach obróciła się do nas plecami i wróciła do kuchni. Ostatnie zdanie matki towarzyszyło mi przez resztę wieczoru. 

Po wyśmienitej kolacji wraz z rodzicami i Syriuszem rozłożyliśmy się na skórzanych kanapach w salonie. Słychać było tylko trzaskanie ognia w kominku. Z Łapą położyliśmy nogi na stół. Oczywiście, moja mama miała już na nas nakrzyczeć, ale ojciec uciszył ją pocałunkiem w policzek. Po kilkunastu minutach rodzice poszli się położyć. Ucieszyłem się, bo od rana nie byłem z Syriuszem sam na sam. 

- Kocham święta, Syri. 

- A ja myślałem, że Lily Evans - odpowiedział i zaśmiał się donośnym głosem. Mi nie było do śmiechu. Teraz nie wiedziałem, jakie uczucia palam do Lily. 

- Ej, co jest Rogacz? Co tak zmarkotniałeś? 

Spojrzałem na ciągle uśmiechniętą twarz mojego przyjaciela. 

- Nie wiem, czy to wszystko ma sens. Czy ja i Lily mielibyśmy przyszłość. Może to była po prostu jakaś psychiczna chęć bycia przy niej? Może tak ma właśnie być. Jak zauważyłeś, Lily ogromnie się zmieniła. I nic nie wskazuje na to, że do nas powróci. Ona wybrała już swoją drogę i jak ma być szczęśliwa, to niech tak zostanie. 

Spojrzałem po raz kolejny raz na Syriusza, który miał szeroko otworzone usta, a na twarzy malowało się niedowierzanie. 

- Czy James Potter, mój najlepszy przyjaciel, brat z krwi i kości, najlepszy szukający wszechczasów, jeden z Huncwotów, odkochał się w Lily Evans? Nie żartuj sobie. 

- Nigdy się nie odkocham Łapo. Lily jest kobietą mego życia, czuję to tu - pokazałem dłonią na moje serce. - Ale jeśli nie poczuje przy mnie szczęścia, muszę to zaakceptować. I nawet kiedy za kilka lat ożenię się z inną kobietą, to Lily będzie najważniejszą osobą w moim życiu - gdy to mówiłem patrzyłem się na już gasnący ogień w kominku. - Kocham ją i gdy będzie trzeba, oddam za nią życie. 

Zapadła grobowa cisza, którą ani ja, ani mój przyjaciel nie przerwał. Czułem jego przeszywający wzrok, ale dzisiaj już wystarczająco powiedziałem. Syriusz wstał, klepnął mnie delikatnie po plecach i poszedł na górę do sypialni. Teraz zostałem sam ze swoimi myślami, które prowadziły między sobą wojnę. Głowa mi pękała od tej emocjonalnej bitwy. Jedynym ratunkiem był kojący sen. 

Obudziły mnie odgłosy dochodzące z podwórka. Zaniepokojony, wstałem z kanapy upewniajac się, że mam w kieszeni różdżkę. Szedłem przez ciemny korytarz cały czas słysząc głosy z ogródka. Ostrożnie podszedłem do okna w kuchni. Zauważyłem trzy postacie krążące koło drzwi do domu. Nie zdążę ostrzec Syriusza i rodziców, muszę poradzić sobie sam. Nagle, usłyszałem jak ktoś otworzył drzwi. Już wiedziałem, że weszli do domu i mają złe zamiary. Postawiłem wszystko na jedną kartę i wyskoczyłem z kuchni.

- Odejdźcie z tego domu! - krzyknąłem. Nie mogłem pozwolić na to, by któremuś z moich bliskich coś się stało. Byłem zdolny do oddania za nich życia. 

- James, to my! - osoba stojąca najbliższej mnie oświetliła korytarz różdżką. Od razu ją rozpoznałem. 

- Dorcas! Chcesz, żebym tak młodo umarł?! Pragnę jeszcze się ożenić i spłodzić syna - odburknąłem - o, widzę, że nie jesteś sama. Zapraszam moich mądrych przyjaciół do środka. 

Za Dorcas stał Remus i Peter z przepraszającym wyrazem twarzy. Zaświeciłem światło w salonie, a moi znajomi rozsiedli się na kanapie. 

- James, masz rację - zaczął Remus - mogliśmy Cie uprzedzić, że przyjedziemy. Ale to wszystko wina Glizdka! - pokazał oskarżycielsko palcem na chłopaka. 

- Zapomniałem wysłać ci sowę. A tak poza tym, były okropne korki. Jechaliśmy mugolskimi autobusami, bo proszek Fiuu mi się skończył, a Błędnym Rycerzem boję się jeździć - dodał cicho Peter. 

- Glizdek, nic się nie stało. Ale już tak nie róbcie. Co was do mnie sprowadza? - zapytałem. 

- Mamy dla ciebie oraz Syriusza prezenty! - promieniście uśmiechnięta Dorcas wyjęła z plecaka dużą, czarną książkę ze złotym grawerem na przodzie: Dla Jamesa. Podała mi ją do ręki. Czuć było od niej pewną tajemniczość. 

- To od nas wszystkich - rzekł Remi. - Żebyś nigdy o nas nie zapomniał. 

Otworzyłem księgę, a na pierwszej stronie widniało zdjęcie Huncwotów. Wszyscy czterej śmialiśmy się do kamery, a w naszych oczach było widać szczęście i radość. Na następnych stronach były przeróżne zdjęcia: ja z Dorcas na Błoniach; ja, Syriusz i Peter w jeziorze; ja z Remusem w mugolskich, różowych kurtkach. Tych zdjęć było pełno. 

- Dziękuję wam za ten przepiękny album. Na początku myślałem, że to jakaś książka. Dobrze, że się myliłem - po tych słowach wszyscy się roześmiali. Po pewnym czasie moi przyjaciele zasnęli. Jednak ja nie miałem największej ochoty na sen. Otworzyłem album i jeszcze raz oglądałem wszystkie zdjęcia. Przy niektórych łza kręciła się w oku. Te wspomnienia, te wspólne przeżyte chwile. Było tak beztrosko, bezpiecznie. Na ostatniej stronie zauważyłem napis. Rozpoznałem pochyłe pismo Remusa i zacząłem czytać: 

Nie wiem, czy to kiedykolwiek przeczytasz. Jeśli tak, to wiedz, że ty, Syriusz, Peter, Dorcas... Lily, jesteście dla mnie najważniejszi. I choćby nie wiem co, nikt i nic tego nie zmieni. Dziękuję, że jesteś. 
Ps. Nie wkleiliśmy niektórych zdjęć, uznaliśmy wszyscy razem, że zrobisz z nimi co zechcesz. 

Odwróciłem stronę i zobaczyłem beżową kopertę. Drżącym dłońmi ją otworzyłem. W środku było kilkanaście, bardzo ważnych dla mnie zdjęć. Przedstawiały one głównie Lily, raz uśmiechniętą, raz krzyczącą na mnie. Wpatrując się w jej radosną twarz, łzy napłynęły mi do oczu i gorzko zapłakałem z bezradności. Racja, kiedyś te zdjęcia były dla mnie największym skarbem, ale teraz straciłem jakąkolwiek nadzieję na to, że kiedyś Lily zostanie moją dziewczyną. Pęczek zdjęć włożyłem spowrotem do koperty i odłożyłem na miejsce. Lepiej było, gdybym ich nigdy nie znalazł. 

Rano obudził mnie zapach smażonych jajek i kakao. Wyprostowałem ręce i ruszyłem do kuchni. Przy garnkach stała moja kochana mama. 
- Witaj, mamo. - Musnąłem jej policzek wargami. 

- Jak się spało? Zauważyłam, że ktoś cię w nocy odwiedził. 

- Przynieśli prezent dla mnie. Miło, że pamiętali. 

- Jasne kochanie - odparła Dorea. - Zrobiłam dla was wszystkich śniadanie. Idź ich obudzić. 

Wspólny posiłek przyniósł wiele śmiechu i w końcu mogłem oczyścić mój umysł od dręczących myśli. Po wspólnym śniadaniu Remus zasiadł na kanapie i razem z moim ojcem dyskutowali na temat dyskryminacji mugolaków, mugoli i także wilkołaków. Peter i Dorcas grali w karty, a ja zaproponowałem Łapie wyjście na spacer. Idąc przez nieośnieżone ulice czas mijał powoli. Delikatne płatki śniegu opadały na dwie, czarnowłose czupryny. Ciszę przerwało chrząknięcie Syriusza. 

- James, to co mówiłeś wczoraj o Lily, była to prawda? 

- Jeśli o to czy ją kocham, to tak - odparłem. - Jeśli już o tym mówimy, powiedz mi jak bratu: czy też kogoś kochasz? 

Syriusz przystanął i wpatrywał się we mnie czarnymi oczami. 

- Nie umiałbym żadnej kobiety tak mocno pokochać jak ty Lily. Myślę, że nie dam żadnej kobiecie szczęścia. Taki jest mój los. Samotny jak pies, zdany na pastwę losu i przyjaciół - spuścił wzrok na dół i zawrócił do domu. 

Ja jeszcze długo chodziłem bez celu po Dolinie Godryka wsłuchując się w głuchą ciszę, która wypełniała mój umysł po brzegi uwalniając mnie przy tym od zabójczych myśli o dziewczynie mojego życia, która nigdy mnie nie pokocha. Zapraszam do komentowania... chcę wiedzieć, czy Wam się podoba ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz