Strony

sobota, 25 marca 2017

Rozdział 19

Wieść, że ta słynna Lily Evans wróciła do szkoły, towarzyszyła wszystkim uczniom przez kilka dni nauki. Nie zdziwiłam się, gdy wśród pierwszych klas chodziła pogłoska o tym, że rudowłosa jest niebezpiecznym szpiegiem samego Voldemorta. Starsze roczniki w to nie wierzyły, ale nie śmiały zaczepić Evansówny, bojąc się potraktowania jakąś okropną klątwą.
Nie znałam wcześniej Lily, ale uważałam ją za rozsądną dziewczynę. Gdy usłyszałam o tym, co zrobiła, byłam naprawdę zła. Dopiero Remus wytłumaczył mi, jaką jest opiekuńczą i wspaniałomyślną osobą, tylko trafiła w złym na czasie na złego człowieka.
Pamiętam nasze pierwsze spotkanie. Siedziałam w dormitorium Dorcas i zwierzałam się jej z tajemniczych spotkań z Remusem. Wtedy ona wbiegła do pokoju cała zarumieniona i na mój widok gwałtownie się zatrzymała. Po chwili podeszła do mnie z ogromnym uśmiechem na ustach i przedstawiła się. Zamieniłyśmy tylko parę zdań, ale czułam, że naprawdę się polubimy. Dotąd nie rozmawiałyśmy; wakacje spędziłam w domu rodzinnym, z którego nie mogłam za bardzo wychodzić. Tylko nocne schadzki z Lunatykiem dawały mi odrobinę nadziei, że wszędzie tak jest i moja rodzina jest normalna.
Tym razem było podobnie; siedziałam na łóżku Dorcas i z wielką ciekawością słuchałam opowieści o najlepszej imprezie u Jamesa Pottera. Jak na zawołanie, do pokoju wparowała Lily trzymając się za serce.
– Powinni tutaj zamontować windę - wydyszała i rzuciła się na swoje łóżko. – Cześć Madison - powiedziała do mnie, jakby odrobinę speszona.
– Cześć Lily - odpowiedziałam i pokrzepiająco się uśmiechnęłam.
– Jak było w bibliotece? - spytała się Dorcas, rozczesując palcami swoje długie i gęste włosy. – Znalazłaś potrzebne ci książki?
– Znalazłam - jęknęła Lily - ale gdy tylko zobaczyłam, ile materiału muszę nadrobić, to stwierdziłam, że lepiej jak zacznę udawać chorą. Ale - dorzuciła entuzjastycznie - ktoś mi pomoże - powiedziała i zaczęła się chichotać jak mała dziewczynka, która dostała swoją wymarzoną zabawkę.
– Któż by chciał rozmawiać z przerażającą czarownicą, która służy Czarnemu Panu? - zapytała się Dorcas i mrugnęła do mnie. Wybuchnęłyśmy ogromnym śmiechem na wspomnienie tych wszystkich przerażonych min, gdy tylko Lily wchodziła do Wielkiej Sali. Ci, którzy siedzieli najbliżej niej, szybko kończyli posiłek i w podskokach wybiegali z pomieszczenia.
– Myślę, że James Potter nie boi się śmierciożerców - rzekła Lily z triumfalnym wzrokiem. Omiotła cały pokój z udawaną wyższością i zarzuciła ręce za głowę. – No co się tak patrzycie?
– Po prostu cieszymy się, że jesteś szczęśliwa - powiedziałam całkowicie szczerze i prosto z serca. Rudowłosa gwałtownie wstała ze swojego łóżka i rzuciła się na mnie mocno przytulając.
– Dziękuję ci Madison za te słowa i za to, że kiedy nie byłam przyjaciołką Dorcas, zastąpiłaś mnie. - Poczułam parę łez, które spłynęły z policzków Lily. Mocniej ją uścisnęłam i głaskałam po włosach. Zasłużyła sobie na to.
– To co, robimy babski wieczór? - przerwała Dorcas wyciągając ze swojego stolika nocnego butelkę Ognistej Whiskey.
Gdy już zamek opustoszał, a wszyscy uczniowie dawno spali, trzy dziewczyny śmiały się i chichotały z własnej głupoty. Doskonale wiedziały, że jutro mają szkołę, a bezlitosny kac nie pozwoli im stanąć na nogi. Jako że ja byłam najmłodsza, najmniej wypiłam, ale i tak czułam mocne zawroty głowy. Już nigdy więcej nie posłucham Dorcas; tylko ona mogła wymyślić taki infantylny pomysł, aby upić się w środku tygodnia. Jednak, nie mogę zaprzeczyć, że było cudownie; śmiałyśmy się, opowiadałyśmy swoje historie, gdzie niektóre z nich były naprawdę nierealne, obgadywałyśmy przystojnych chłopaków i narzekałyśmy na małą liczbę ubrań. Temat o Voldemorcie oczywiście się pojawił, który sprawił, że od razu zmarkotniałam. Nie lubiłam o tym rozmawiać, a tym bardziej okłamywać moich przyjaciół i Remusa. Moment, gdy Dorcas spytała mnie, co sądzę o tej całej sprawie wyczyszczenia świata z brudnej krwi, był najgorszym w całym moim życiu.
– No wiecie, jak to jest. W sumie, to nie wiem... - Na szczęście pukanie w okno przerwało mi w połowie zdania. Zaciekawione, podbiegłyśmy do źródła dźwięku i zobaczyłyśmy ogromną sowę na parapecie. Lily wpuściła ją do środka, a ona upuściła starannie zwiniętą kartkę papieru i wyfrunęła z pokoju.
– Co to do cholery jest? - powiedziała do siebie rudowłosa i rozwinęła rulonik. Z każdą sekundą jej oczy niebezpiecznie się poszerzały, a ręce zaczęły się delikatnie trząść.
– Daj mi to, bo nie umiesz czytać na głos. Też chcemy się dowiedzieć, co to jest - burknęła Dorcas i wyrwała przyjaciółce list z dłoni.
Droga Panno Evans.
Proszę się ubrać i natychmiast przyjść do gabinetu dyrektora. Wszystkich uczniów obowiązuje cisza nocna. Podkreślam, WSZYSTKICH, a krzyki panien Meadowes, Klett i Evans utrudniają mi zasypianie.
Nie pozdrawiam,
Minerva McGonagall.
– Mam ochotę soczyście przeklnąć, ale usłyszy to nasza opiekunka.
Lily stała w miejscu z otwartą buzią i wymalowanym przerażeniem na twarzy. Żart Dorcas nie był trafiony, co sprawiło, że rudowłosa zaczęła szlochać.
– Lily, cichutko - szepnęłam jej do ucha, delikatnie przytulając. – Powiesz, że bolał mnie brzuch i musiałyście się mną opiekować, a te głosy dobiegają z innego pokoju.
– Pierwsze dni w szkole, a ja jestem wzywana do dyrektora za hałasowanie po północy - mruknęła Lily. – Na brodę Merlina! - Uderzyła się mocno w czoło. – Czuć ode mnie alkohol na kilometr. Co ja teraz zrobię?!
– Bierzesz szlafrok i lecisz pod gabinet. Chyba wiesz, co grozi za spóźnienie - powiedziała żałośnie Dorcas i podała Lily ubranie. Uścisnęła ją mocno i popchnęła w kierunku drzwi. Evans powoli stawiała kroki lekko się chwiejąc. Obróciła się do nas z błagalnym wyrazem twarzy i zamknęła za sobą drzwi. To będzie najtrudniejsza rozmowa w historii Hogwartu. Obydwie usiadłyśmy na łóżku zmęczone i złe na siebie. Powinnyśmy być tam we trzy, a McGonagall wezwała tylko Lily. Było nam z tego powodu bardzo przykro. Nagle, moja przyjaciółka wzięła mnie za rękę tym samym zmuszając mnie do spojrzenia na nią.
– Co się dzieje, Madison? - zapytała się Dorcas mocno wpatrując mi się w oczy. Na to pytanie lekko zesztywniałam.
– A o co chodzi?
– Dobrze wiesz - odparła pobłażliwie dziewczyna. – To nie pierwszy raz, jak na dźwięk imienia Voldemorta wzdrygasz się i nie wiesz co powiedzieć.
Zaczęłam ciężej oddychać. Moje mięśnie odmówiły mi posłuszeństwa i teraz cała się trzęsłam. Nie mogłam tego zahamować, a łzy same napłynęły mi do oczu. Widząc to, Dorcas przybliżyła się do mnie i objęła mnie ramieniem. Czułam się taka bezpieczna i kochana, że chciałam się ze wszystkiego zwierzyć, ale dobrze wiedziałam, że nie mogłam. Na pewno nie teraz.
– To jest takie dziecinne... - Kłamstwo szybko wypłynęło z moich ust. Chociaż zawierało w sobie odrobinę prawdy. – Bardzo się go boję i nie chcę o tym rozmawiać.
– Nie jesteś jedyna. Kiedyś czułam obawę, ale teraz jedynie czuję nienawiść. Voldemort zniszczył moje życie. Będzie dobrze, zobaczysz - rzekła Dorcas. Chwilę pozostałyśmy w uścisku, aż nagle ktoś gwałtownie otworzył drzwi. Zszokowane i wystraszone odwróciłyśmy głowę. W progu stała Lily, która była przerażona, ale i podniecona. Popatrzyła na nas wielkimi oczami i wskoczyła na łóżko.
– Dziewczyny, to, co się stało w gabinecie Dumbledore'a. To jest chyba sen. Ja śnię - mówiła bardzo szybko i bez składu.
– Ale Lily, uspokój się. Co się stało? - spytała się Dorcas i delikatnie pogładziła gorący policzek rudowłosej.
– Dumbledore wpadł na szalony pomysł. Nie przemyślał go, a jest on kompletnie do bani.
Wraz z kolejnymi zdaniami przyjaciółki, nasze twarze wyrażały na zmianę rozbawienie, przerażenie i zdumienie. To, co wymyślił dyrektor, było tak nierealne, jak latający Slughorn na hipogryfie. Żadna z nas nie umiała zasnąć do końca tej pełnej wrażeń nocy.
Komentarze bardzo mile widziane ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz