Strony

niedziela, 1 maja 2016

Rozdział 7

Co skłania człowieka do przemyśleń? Zła ocena ze sprawdzianu, nieudany związek, zdrada przyjaciela? Można myśleć o wypracowaniu na następny tydzień; o lecie, a wraz z nim o nadchodzących, upragnionych wakacjach; o pocałunku w opuszczonej sali. Być może, ale ja myślę o czymś zupełnie innym. 

Gdy tylko zamknę oczy, widzę siebie w czarnej pelerynie z piekącym znakiem na przedramieniu. Później, obraz zmienia się i widzę Dumbledore'a oraz McGonagall z zawiedzionymi minami. Za nimi stoją moja płacząca matka i Petunia, która patrzy na mnie jeszcze bardziej szyderczym wzrokiem. Po chwili wszystkie te osoby znikają, a pojawiają się moi dawni przyjaciele. Dorcas, która patrzy na mnie z wrogością, Syriusz z kpiącym uśmieszkiem, Peter stoi z założonymi rękami, a Remus ma załzawione oczy. Potem dostrzegam ostatniego osobnika, który wywiera na mnie największe emocje. James stoi przede mną ze wzrokiem, którym nigdy nikt mnie takim nie obdarzył. Jest to spojrzenie pełne smutku, żalu, rozgoryczenia, zawodu. Najgorsze dzieje się potem, gdy Potter spuszcza wzrok na podłogę i odwraca się do mnie plecami, a reszta robi to samo co on. Przebudzam się wtedy zalana zimnym potem ze łzami w oczach. Czy tak ma wyglądać moje życie? Pełne smutku, łez, zawodu z mojej winy? 

Wybiła druga w nocy. Słychać tylko przyciszone głosy z Pokoju Wspólnego przerywane moim płytkim oddechem. Od czasu rozmowy z Jackiem cała się trzęsę. Boję się. To, co uważałam za zabawę, stało się rzeczywistością. Ja, Lily Evans, Śmierciożercą. Na samą myśl o tym robi mi się niedobrze. Hodder dał mi czas do zastanowienia, ale i tak muszę zadecydować do rana. Dużo czasu mi nie zostało. Chociaż, nie mam za bardzo co do gadania, bo Jack nie wyobraża sobie, że nie będę mu towarzyszyć w Sylwestra na misji, a tym bardziej, że nie przystąpię z nim do Voldemorta. Nie mogę uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Przecież mam dopiero szesnaście lat! Całe życie przede mną! Jak zostanę śmierciożercą to nie będę sobie żyć spokojnie i szczęśliwie. Głównym celem to oddana służba Czarnemu Panu i wykonywanie jego poleceń. Nie będę w stanie kogoś zabić, nigdy. Myślenie o tym było naprawdę okropne i zdecydowałam się przejść. Trudno, że jest już cisza nocna. Założyłam na piżamę szlafrok i po cichu zeszłam do Pokoju Wspólnego. Uczniowie, których głosy słyszałam chyba już poszli do dormitoriów. Byłam teraz sama i na spokojnie mogłam się wpatrywać w palący się ogień w kominku. Po chwili nostalgii wyszłam na korytarz. Drogę oświetlały mi jedynie świeczniki. Mogłam pomóc sobie różdżką, ale została w pokoju. Oprócz przerażającej ciemności panowała rzadko spotykana w Hogwarcie cisza. Nic się w tamtym momencie nie liczyło. Tylko ja i cały mój świat. Spacerowałam już dosyć długo, całkowicie straciłam poczucie czasu. Śpiący zamek sprawiał, że w końcu po wielu miesiącach poczułam się wolna. Nie musiałam już okłamywać nikogo, a przede wszystkim siebie. Siedząc na parapecie jednego z okien poczułam delikatny powiew wiatru. Wraz z nim usłyszałam kroki. Odwróciłam szybko głowę i zobaczyłam osobę, której nigdy bym się nie spodziewała. Pomarszczoną już twarz Dumbledore'a oświecało światło księżyca. Nie uśmiechał się do mnie, tylko wertował smutnym spojrzeniem. Nie wiedziałam za bardzo jak mam się zachować. Od ostatniej naszej rozmowy minęło sporo czasu, a poza tym myślę, że wieść o moim zachowaniu obiło się o uszy dyrektora. Nie wiedząc co mam zrobić, spuściłam głowę i chciałam jak najprędzej stamtąd uciec. Gdy już mijałam Dumbledore'a, odezwał się. 

- Piękna noc, nieprawdaż? Widać wszystkie gwiazdy. Można z nich dużo wyczytać - mówił dyrektor podchodząc do okna. - Gdy byłem w twoim wieku bardzo interesowałem się kosmosem. Wszystkie ciała niebieskie kryją w sobie pewną moc, pewną tajemnicę. Ale wiesz co moja droga - zwrócił teraz głowę w moim kierunku - gwiazdy pozostają zawsze takie same. Nie ma siły, żeby coś je zmieniło. 

Po tych słowach zapadła cisza. Zdawało się słyszeć pomruki w murach zamku. Historia Dumbledore'a była niezmiernie ciekawa, posłuchałabym jej dalej, ale powoli odwróciłam się i wycofałam. Usłyszałam jedynie donośny szept dyrektora: 

- Wierzę w ciebie, Lily Evans. 

Po tych słowach łzy same napłynęły mi do oczu. Przyspieszyłam kroku po to, by jak najszybciej dotrzeć do Pokoju Wspólnego. Gdy usiadłam przed kominkiem cichutko zapłakałam w poduszkę. Sama nie wiedziałam, dlaczego ta rozmowa wywarła na mnie takie, a nie inne wrażenie. Od wielu miesięcy nikt ze mną nie rozmawiał o innej rzeczy niż Voldemorcie. Oprócz tego czułam, że Dumbledore przejrzał mnie. On wie, że mam wyrzuty sumienia. Chciałabym się do niego przytulić, poczuć jego dłoń na moich włosach i usłyszeć szept przy uchu, że wszystko będzie dobrze. Tak bardzo tego pragnęłam. Zegar, który właśnie wybijał godzinę piątą, otrząsnął mnie z rozmyśleń. Nie mam za dużo czasu, zaraz po śniadaniu będę rozmawiać z Jackiem. Zamiast poświęcić noc na obmyślenie jakiegoś planu, to ja się włóczyłam po zamku. Na samą myśl o zostaniu śmierciożercą przechodzi mnie dreszcz. 

Pora śniadaniowa nadeszła bardzo szybko. Chwiejnym krokiem dotarłam do Sali. Usiadłam przy jednym ze stolików i nalałam sobie wody. Ale nawet to nie przeszło mi przez gardło. Gdy tak siedziałam nad pustym talerzem dosiadł się do mnie najmniej wyczekiwany człowiek. 

- Witaj skarbie, jak się spało? 

- Bardzo dobrze. - Kłamstwo szybko wyszło z moich ust. 

- Widzę, że już nie jesz. Idziemy na spacer? Musimy o czymś porozmawiać. - Miałam już nadzieję, że zapomniał o naszej umowie. 

Ociężale wstałam z ławy i ruszyłam za moim chłopakiem. Kierował się do Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Zeszliśmy do zimnych lochów. Gdy dotykałam murów, przechodziły mnie dreszcze. Bardzo przygnębiające miejsce, jak na sypialnie dla młodych ludzi. W Pokoju Wspólnym nikogo nie było, więc usiedliśmy na zielonych sofach. Z powodu nadchodzącej rozmowy zaczęły pocić mi się ręce, a nogi nie wiedziały, co mają robić. Krępującą ciszę przerwał Jack. 

- Kochanie, co się tak eksytujesz? Nie możesz się doczekać misji, co? - powiedział do mnie, po czym położył nogi na stole i założył ręce za głowę. - Chociaż, wiesz co Lily? Stresuje się. Jak nam się nie uda, nie wybaczę sobie do końca życia. 

Delikatna twarz Jacka w tej chwili wyrażała radość pomieszaną ze strachem. Chyba on sam nie wiedział, co tak na prawdę czuje. Jest zagubionym, młodym chłopakiem, który nie wie, co ma robić. Voldemort doskonale wie, jak zastraszyć swoich sługów. W głębi duszy wiem, że Hodder jest wrażliwym, uroczym człowiekiem, który trafił w złe miejsce o złym czasie. Nie skrzywdzi żadnej osoby, tylko przed starszymi kolegami udaje bezlitosnego, przyszłego śmierciożercę. Jack jest w zasadzce - nie może się wycofać ze względu bezpieczeństwa swojego i swojej rodziny. Ale czy ja nie jestem w takiej samej sytuacji? Gdy nie pomogę mojemu chłopakowi, może zostać on zabity, tak jamo jak i ja. A ja nie zamierzam umrzeć w tak młodym wieku. Mam całe życie przede mną. I zamierzam przeżyć je najlepiej na świecie. 

- Jak się czujesz Lily? No wiesz, przed misją? - Jack spojrzał mi prosto w oczy ze strachem. 

- Nigdy lepiej się nie czułam - skłamałam. - Uda nam się, zobaczysz. - Po tych słowach złożyłam delikatny pocałunek na wargach. Wstałam powoli i skierowałam kroki do wyjścia z lochów. Muszę wykorzystać ostatnie dni świąt, ale przede wszystkim ostatnie chwile przed misją.