Strony

niedziela, 25 września 2016

Rozdział 14

Ciepły wiatr muskał moją twarz, a szum liści uspokajał myśli. Kiedy spojrzałam na wysoki, potężny Hogwart, odebrało mi dech. Po tylu miesiącach patrzenia na szare ściany ośrodka odzwyczaiłam się od tego niesamowitego widoku. Poczułam, jak samotna łza spłynęła po rozgrzanym od słońca policzku spadając na beżową koszulkę. Obróciłam głowę na bok i spojrzałam w surowe oczy profesor McGonagall. Nie chciała pokazać uczuć, ale po chwili przyciągnęła mnie do siebie i mocno przytuliła. Delikatnie popuściła uścisk i ruszyła w stronę dziedzińca. Uśmiechnęłam się sama do siebie i ruszyłam za nauczycielką. 
Gdy postawiłam nogę na szkolnym korytarzu poczułam, jak od środka ciepło rozpływa się po klatce piersiowej. Zrobiło mi się ciemno przed oczami, ale profesorka chwyciła mnie za ramię i prowadziła dalej. Po paru minutach dotarłyśmy przed gabinet dyrektora. Po chwili siedziałam w tym samym fotelu, gdy pół roku temu ostrzegłam Dumbledore'a przed sylwestrowym zadaniem Jacka. Fawkes siedział z prawej strony w swojej złotej klatce karmiony przez swojego właściciela.
— Cieszę się, że wróciłaś Lily - powiedział dyrektor zwracając się do mnie. - Jestem pewny, że z materiałem nie jesteś w tyle, ale jest inna sprawa, którą chciałem poruszyć. Chyba wiesz o co mi chodzi - rzeknął siadając przede mną.
— Tak profesorze. Myślę, że jestem gotowa na spotkanie z Dorcas, Remusem, Syriuszem, Peterem i Jamesem. Mam im dużo do wytłumaczenia. - Uśmiechnęłam się nieśmiało do dyrektora.
— Mądra, bystra i rozważna jak zawsze.  Jak się zorientowałaś po pustkach na korytarzu, jeszcze trwają lekcje. Masz trzydzieści minut, aby przygotować się na rozmowę. Idź już i powodzenia Lily.
Przemierzałam korytarze jak najszybciej potrafiłam. Podeszłam do obrazy Grubej Damy i nie wiedziałam, jak wejść. Nie miałam pojęcia, jakie jest obecne hasło. Ale strażniczka była na tyle miła, że wpuściła mnie bez znajomości klucza. W Pokoju Wspólnym nic się nie zmieniło. Na środku leżał puszysty, czerwony dywan, a wokół niego stały okrągłe stoliki. Z lewej strony w kominku paliło się drewno, które było jedynym światłem w pomieszczeniu. Wspięłam się po schodach do dawnego dormitorium i gdy go zobaczyłam, ogrom łez skapnęły mi na koszulkę. Moje łóżko było pościelone, tak jak je zostawiłam przed wyjazdem. Na stoliku nocnym stała drewniana lampka. Nic nie był ruszone, wszystko zostało po staremu. Tylko ja wróciłam, jako inny człowiek. W ośrodku miałam do czynienia ze starszymi ludźmi, którzy chętnie dzielili się ze mną swoimi historiami. Nauczycieli mnie jednego: trzeba zawsze być dobrym dla drugiej osoby i dawać następną szansę.
Zeszłam z dormitorium do Pokoju Wspólnego i usiadłam przy najdalszym stoliku. Czekałam, aż osoby, którymi byłam zainteresowana, wejdą do środka. Oparłam się o fotel i zamknęłam powieki. Przemowa, którą układałam sobie przez dobre pół roku wyparowała z mojego umysłu. Podskoczyłam, gdy pierwszy uczeń wbiegł do pomieszczenia. Po paru minutach pojawili się oni. Najpierw weszła roześmiana Dorcas z Syriuszem, za nimi Remus z wielką księgą i Peter, który kończył jabłko. Na końcu szedł James ze spokojem wymalowanym na twarzy i z przekrzywionymi okularami. Gdy ich zobaczyłam, poczułam jak kropelki potu spływają mi po czole. Wstałam z fotelu i wtedy mnie zauważyli. Dorcas cofnęła się z otwartymi ustami i wpadła na skupionego Remusa, który upuścił książkę na stopę Petera. Syriusz patrzył na mnie nieodgadnionym wzrokiem, a James unikał patrzenia mi w oczy.
— Cześć wszystkim - mruknęłam i nieśmiało pomachałam im dłonią. Piękne przywitanie po prawie półrocznej przerwie Lily. Po chwili poczułam mocny uścisk i szloch. Przytuliłam mocniej Dorcas i także się rozpłakałam. Jej brązowe oczy przepełnione były radością i miłością.
— Nie wiem co powiedzieć - odparła i spojrzała na chłopaków - ale cieszymy się, że wróciłaś. Nawet nie wiesz, jak mi ciebie brakowało - rzekła i jeszcze raz wtuliła się w moje ramię. Mój wzrok utkwił na czwórkę chłopaków, którzy ze zdziwieniem wpatrywali się we mnie i Dorcas.
— Witaj Lily - wysypał z trudem Remus. Peter i Syriusz z przerażeniem w oczach zerkali w moim kierunku, jakbym miała zaraz wyskoczyć na nich z nożem. Natomiast z twarzy Jamesa nie umiałam niczego odczytać. Jego oczy miały zdrowy blask, ale skóra była zanadto blada. Zauważyłam u niego znaczny spadek wagi. Odkąd pamiętam, jego koszulki opinały mięśnie, a wtedy stał przede mną chłopak w obwisłych ubraniach. Nerwowo ruszał palcami i nie wiedział co powiedzieć.
— Miło cię widzieć całą i zdrową. - Spojrzał brązowymi oczami, po czym gwałtownie skierował kroki do swojego dormitorium i już go nie widziałam. Zerknęłam na Dorcas i na chłopaków. Wszyscy czworo mieli przybite spojrzenie i widać było, że martwią się o Jamesa i to nie pierwsze takie dziwne zachowanie. Gdy mój wzrok spotkał się z Dorcas, od razu się rozpromieniła i chwyciła mnie ciągnąc do naszego dormitorium. Na górze dopadły mnie wyrzuty sumienia i wstyd za moje zachowanie z początku roku.
— Dorcas, ja cię nie przeprosiłam za to, jak ciebie potraktowałam - powiedziałam ze spuszczoną głową. - Czuję się okropnie i postaram się odbudować naszą relację sprzed pół roku, tylko mi wybacz. - Czekając na odpowiedź Dorcas serce waliło mi w piersi.
— Wybaczę ci, ale pod jednym warunkiem. - Uśmiechnęła się chytro i dokończyła - przez połowę siódmej klasy będziesz pomagała mi odrabiać lekcję, a nawet je robić. - Po czym zaczęła się głośno śmiać widząc moją minę. 
— Niech ci będzie moja wiedźmo.
Rozmawiałyśmy z Dorcas do rana. Miałyśmy nałożone na łóżko zaklęcie wyciszające, bo nasze lokatorki prędko by nie zasnęły. Przez pół roku, jak mnie nie było w Hogwarcie bardzo dużo się zmieniło. Nie chodzi tylko o błahe ploteczki, ale zmieniło się podejście uczniów do życia po Hogwarcie. Każdy się teraz boi o siebie, swoją rodzinę, przyjaciół. Coraz więcej osób chce walczyć z Voldemortem i śmierciożercami, nawet gdyby musieli poświęcić swoje życie. Bardzo się zdziwiłam, gdy jedną z tych osób okazała się moja przyjaciółka. Jestem jednocześnie pod ogromnym wrażeniem jej dojrzałej decyzji, ale bardzo się o nią boję. Nie zamierzam jej stracić, jak dopiero co ją odzyskałam. Temat zszedł na chłopaków. Dorcas, jak to Dorcas, od razu się spytała, czy nie spotkałam w ośrodku miłości swego życia, po czym wybuchnęłyśmy śmiechem.
— Byli tam bardzo mili i sympatyczni panowie, ale starsi ode mnie o pięćdziesiąt lat.
— Nigdy nic nie wiadomo Lily. Miłość jest nieobliczalna i najczęściej przychodzi w nieodpowiednim momencie. Gdy się ją dostrzeże, trzeba walczyć o nią nawet przeciwko najtrudniejszym przeszkodom, bo potem cię opuści i już nie wróci. - Uśmiechnęła się do mnie i wyprostowała plecy. Było już nad ranem, ale musiałam się o coś jeszcze spytać.
— Piękne słowa, zapamiętam je. Mogę się jeszcze ciebie o coś spytać? - Dziewczyna pokiwała głową i mocno ziewnęła. - Co się stało Jamesowi? Wygląda o wiele gorzej niż ostatnim razem i mam wrażenie, że nie ucieszył się z mojego powrotu.
Dorcas popatrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami i głośno westchnęła. Parę razy zaczynała temat, ale kończyło to się zamykaniem i otwieraniem ust.
— Ciężko mi się na ten temat wypowiedzieć - odparła i podrapała się po głowie. — James ogromnie się zmienił. Zaczął się uczyć, nie uczestniczy w kawałach Huncwotów, mało się odzywa, a jak już to mówi bardzo mądre i życiowe rzeczy. Jak nie zwariowany, wesoły James. Nie wiem co się z nim dzieje Lily. Ale może ty się dowiesz. Pamiętasz co ci przed chwilą powiedziałam o miłości? Są to słowa Jamesa - szepnęła i pocałowała mnie w policzek. Położyła się na poduszce i zamknęła oczy. Ja długo wpatrywałam się w śpiącą już dziewczynę i jej ostatnie słowa brzmiały mi w głowie.
Witam po dużej przerwie! Mam nadzieję, że rozdział się podoba i zapraszam do komentowania. Rozdziały będą dodawane nieregularnie z powodu nauki. Dziękuję Wam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz